Re-konstrukcja. Od-budowa zamku w Berlinie

Dyskusje dotyczące rekonstrukcji historycznych poza problemami przedstawiania historii przez grupy odtwórcze czy prezentowania jej w grach komputerowych lub w cyberprzestrzeni dotyczyć mogą także architektury – odbudowy i renowacji dawnych budynków.

Dlaczego od-budowawa i re-konstrukcja?

Każda odbudowawa i rekonstrukcja łączą się niezmiennie z mniejszą lub większą destrukcją krajobrazu historycznego. I nie chodzi tu tylko o wyburzanie całych budynków (jak miało to miejsce w opisywanym przypadku zamku w Berlinie), lecz także o zamiany budynków obróconych w ruinę (i często pozostających w takim stanie przez wiele lat) w zre-konstruowane obiekty. Dylemat jak dylemat – nie jest wcale prosty, bowiem jakkolwiek malownicze mogą być ruiny i jakkolwiek wiele mogą nam one dostarczać informacji, to ich wartość edukacyjna i poznawcza jest jednak potencjalnie mniejsza niż od-budowawanego budynku. Ingerencja jednakże pozostaje ingerencją, zatem w tym artykule mówić będziemy o re-konstrukcji i od-budowawie, bowiem każdy taki przypadek jest tak naprawdę tworzeniem krajobrazu historycznego na nowo. Zanim jednak przejdziemy do dyskusji, przyda się trochę chronologii i trochę wyjaśnień.

Zamek w Berlinie nie jest technicznie rzecz biorąc – w formie, o której od-budowawie mowa – zamkiem, lecz pałacem. Jego finalna bryła powstawała przez wiele lat i ma swoje źródła w późnośredniowiecznej warowni zbudowanej w połowie XV wieku. Zamek był następnie burzony, od-budowawywany, przebudowywany i zmieniany aż do 1845 roku, kiedy to po dodaniu kopuły nad wejściem głównym zakończyła się historia większych zmian. Pałac pozostał w takiej formie aż do poważnych zniszczeń, których doznał w wyniku nalotów w lutym 1945 roku.

Wypalona skorupa przetrwała wojnę i rokowała nadzieje na od-budowawę, jednak w wyniku politycznej decyzji SED, a właściwie personalnemu wyrokowi na pałac wydanemu przez jej sekretarza generalnego Waltera Ulbrichta, pozostałości po nim wyburzono. Nie był to odosobniony przypadek, podobny los spotkał wszakże na przykład zamek w Królewcu,wysadzony przez Rosjan w 1968 roku również na osobisty rozkaz, tym razem jednak Breżniewa.

Władze NRD nie były jednak konsekwentne w swej walce z „pruskim militaryzmem” – o kompleks Sanssouci pod Poczdamem, który nie został zniszczony w czasie wojny, dbano, a nawet wystarano się o jego wpisanie na listę światowego dziedzictwa UNESCO tuż przed upadkiem komunistycznej republiki. Z pałacu w Berlinie pozostał tylko balkon, z którego Karl Liebknecht ogłosił w 1918 roku powstanie republiki socjalistycznej. Przeniesiono go następnie do nowo zbudowanego budynku Rady Państwa.

Erich Honecker w przypływie inspiracji postanowił na miejscu dawnego pałacu zbudować symbol nowego, socjalistycznego państwa. I tak powstał Pałac Republiki, którego budowę zakończono w 1976 roku. Jednak jak się miało okazać, żywot tego molocha modernizmu, zwanego przez berlińczyków „Palazzo Prozzo” (od protzen – popisywać się) miał być krótkotrwały. W 2002 roku Bundestag uznał, że należy go zburzyć i na tym miejscu wznieść replikę Stadtschlossu, jednak nie określono żadnych konkretnych ram tego projektu.

W 2007 roku podjęto ostateczną decyzję o od-budowawie i rozpisano konkurs na projekt. Dokonano wyboru dość konwencjonalnego, który wymaga dużych nakładów finansowych (590 milionów euro) na prace kamieniarskie i architektoniczne. W efekcie od-budowawa została przedłużona o kolejne lata i teraz planowany termin rozpoczęcia prac to rok 2014. Zwycięska koncepcja opiera się na re-konstrukcji trzech fasad i budowie jednego nowoczesnego skrzydła, od strony Sprewy. Wnętrze ma być zupełnie współczesne, a jego główną atrakcją (poza sklepami i galeriami) ma być kolekcja sztuki azjatyckiej przeniesiona z muzeum w Dahlem.

W międzyczasie okazało się, że rozebranie Pałacu Republiki jest bardziej skomplikowane niż się spodziewano, bowiem zawierał on azbest. A jak na razie na miejscu powstał „Humboldt Box”, futurystyczna konstrukcja, która ma prezentować w sposób multimedialny i nowoczesny proces od-budowawy i racje, które stoją za takim a nie innym jej kształtem.

Kontrowersje

Już sama koncepcja od-budowawy wywołała potężną dyskusję w niemieckich mediach, a w szczególności w internecie. Często przybierała ona szerszy wymiar, jak w przypadku inicjatywy „Kein Schloss in meinem Namen”, która pośród licznych powodów sprzeciwu wymienia nieobiektywny proces wyboru zwycięskiej pracy, brak „otwartości” budynku na miasto (element ten był ważnym argumentem dla Pałacu Republiki, w którym mieściły się kina, kawiarnie, sale koncertowe, a nawet kręgielnia), ale też świadome wymazywanie pamięci historycznej poprzez gloryfikację Hohenzollernów.

Strony takie jak http://schlossdebatte.de/ koncentrują się na agregowaniu przewijającej się po dziś dzień w internecie dyskusji i przy okazji publikują interesujące teksty związane z architektonicznym i historycznym aspektem od-budowy oraz funkcji budynku. Powstało też wiele indywidualnych inicjatyw. Według jednej ze stron tego typu, pałac nie powinien być od-budowawany z pieniędzy podatników, lecz z pieniędzy prywatnych inwestorów, bowiem symbolicznie zastąpi on wtedy wybudowany i zburzony przez państwo Pałac Republiki. Ideologia wydaje się być nieodłącznym brzemieniem całego projektu.

Z drugiej strony władze federalne i berlińskie przygotowały całą kampanię mającą na celu zyskać społeczną akceptację dla „Humboldt Forum”, jak nazywać się ma nowy budynek. Całości ma patronować duch poznawczy, a elementem budowy mają być także różne wystawy i projekty, niejako „na drodze do” organizowane jeszcze przed od-budowawą. Ma on być forum dla wiedzy i formą otwarcia się na kultury całego świata. Szczytne idee, jednak bardzo ciekawe, co na temat zamykania w zre-konstruowanym pałacu Hohenzollernów kolekcji sztuki Dalekiego Wschodu miałaby do powiedzenia krytyka postkolonialna. Zresztą planowana funkcja budynku też wywołuje gorące dyskusje.

My też takie mamy!

Zanim przejdę do historycznego ustosunkowania się do całego tego kramu, trzeba wspomnieć o podobnym, choć jednak różnym projekcie, z którym zmagają się polscy historycy i historycy sztuki. Mowa oczywiście o od-budowawie (choć w tym przypadku nie bójmy się słów – po prostu: kreacji) zamku Przemysła w Poznaniu. Jest komitet, są pieniądze i budowa trwa w najlepsze.

Problem w tym, że istnieją poważne kontrowersje co do wyglądu zamku (szczególnie jego wieży i ganku ), a istnieje grupa, która walczyła o powstrzymanie budowy, walczyli też historycy sztuki. Zwycięski projekt ma eklektyczny charakter, tak jakby próbował połączyć wszystkie możliwe epoki, w których istniał. Nie zgodzono się na bardziej modernistyczne czy nowoczesne projekty, a budynek, jak się okazuje w miarę postępu budowy, zdaje się przytłaczać wielkością.

Dlaczego taki sam a różny? Bowiem mimo wszystkich kontrowersji związanych z od-budową Stadtschlossu, był tam konkurs, była dyskusja. Projekt przynajmniej próbuje być częściowo nowoczesny i wpisywać się jednym ze skrzydeł w nową architekturę Berlina. Pomyślano o jego funkcji i ewentualnych możliwościach. Niczego takiego z zamkiem w Poznaniu nie uczyniono, decydując się zamiast tego, jak już od dłuższego czasu mawiają poznaniacy, zbudować „zamek Gargamela”.

To co? Budować?

Wszystko pięknie, tylko jakie z tej sprawy wnioski? od-budowawywać czy nie? Zanim odezwie się chór wyrażających oburzenie nad taką ingerencją, proponuję udać się do Carcassonne. Miasto to, które dziś równie często w przewodnikach, co i w podręcznikach wymieniane jest jako najlepiej zachowany zespół urbanistyczny średniowiecznej Europy, który zachwyca swoim splendorem i wielkością, został w XIX stuleciu od-budowawany przez francuskiego architekta Eugene’a Viollet-le-Duca. Co więcej, Viollet-le-Duc popełnił karygodne błędy w czasie re-konstrukcji kompleksu, jak na przykład zwieńczenia wież spiczastymi hełmami z łupku (absurdalne rozwiązanie w okolicy, gdzie prawie nigdy nie pada śnieg, a powszechnie stosowanym materiałem są dachówki). A jednak przy wszystkich tych błędach wykonano tytaniczną pracę, zachowując przed zniszczeniem ruinę i przywracając światu jeden z najniezwyklejszych zabytków średniowiecznej architektury miejskiej. Wartość edukacyjna (i to pomimo błędów, które odpowiednio opisane mogą służyć za interesujące przykłady) całego kompleksu jest ogromna. Z pewnością mogę powiedzieć, że wolę żyć w świecie, w którym od-budowawano Carcassonne, niż w takim, w którym by go nie było.

Jednak czasy się zmieniły. I nie oznacza to wcale, że dziś nie należy w ogóle myśleć o re-konstrukcjach. Po pierwsze świadomość krajobrazu historycznego jest znacznie większa niż w połowie XIX stulecia. Prowadzi to czasem do dość kontrowersyjnych decyzji (jak wpisanie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie na listę zabytków), ale daje też szansę zabrania głosu przez grupy społeczne, które często operują w pełni naukowymi argumentami i potrafią wykazać się dużą wiedzą (vide: protesty przeciwko od-budowawie zamku w Poznaniu). Nie może to jednak prowadzić do zabetonowania istniejącego krajobrazu takim, jakim jest, ponieważ byłoby to wynaturzeniem koncepcji zabytku. Poza tym technologia cały czas się rozwija i istnieją dziś inne formy re-konstrukcji, o wyjątkowo nieinwazyjnym charakterze. Przykładem takiego projektu w Niemczech jest wirtualna odbudowawa starego miasta we Frankfurcie, przygotowana z użyciem grafiki komputerowej. Tego typu rozwiązania rokują doskonale na przyszłość, gdyż wraz z rozwojem nowych mediów będą wzbogacane o kolejne możliwości. Mogą także stanowić laboratorium dla testowania rekonstrukcji, których chce się dokonać w realnym świecie.

Najlepsza jednak wirtualna re-konstrukcja nie zastąpi budynku z cegły i kamienia, któremu dana będzie szansa wtopić się w miejski krajobraz. Problem w tym, że pieczołowicie dokonane re-konstrukcje i od-budowawy mają tendencję do zamieniania się w skanseny dla turystów. Rozwiązaniem pozwalającym wtopić się takim konstrukcjom w tło jest nadawanie im dodatkowego, nowoczesnego wymiaru. Berlin taką re-konstrukcją może się już poszczycić – gmach Neues Museum, zamiast zostać dokładnie – jota w jotę – odtworzony, został zbudowany na nowo w swojej starej bryle, jednak z zachowaniem śladów zniszczeń i losów, które przeszedł po 1945 roku. Zaowocowało to licznymi nagrodami.

Nadal jednak pozostaje problem wyburzenia Pałacu Republiki – wymazania pewnego elementu historycznego krajobrazu. Pozostawmy na chwilę z boku wszelkie argumenty, które przesądziły o jego wyburzeniu: szkodliwość konstrukcji (azbest), pogarszający się stan, brak architektonicznego kontekstu (aczkolwiek z tym można dyskutować). Czy jako historycy mieliśmy obowiązek występować w jego obronie? Być może będzie to kontrowersyjna opinia, ale uważam, że nie. Mimo całej nostalgii łączącej się z tym budynkiem (która, mając na uwadze czasy dzieciństwa, dotyczy w jakimś stopniu także autora niniejszego tekstu), był on tworem obcym, który zbudowano właśnie po to, by przykryć wcześniejszy krajobraz historyczny, a za jego powstaniem leży akt wandalizmu. Jednak był on świadectwem swojej epoki i stanowił jako taki źródło do jej poznania. Z pewnością w takim wymiarze jego zniszczenie jest stratą i powinniśmy o tym pamiętać, lecz miejsce jego leży chyba wśród re-konstrukcji wirtualnych.

Budynek czyni jego funkcja a nie puste ściany. Stadtschloss ma więc jeszcze szansę się obronić, jeśli nie pozostanie pustą re-konstrukcją, jego nowoczesne elementy będą architektonicznymi osiągnieciami samymi w sobie i – co najważniejsze – jeśli zaakceptują go berlińczycy. Jednak takie projekty jak kreacja zamku Przemysła w Poznaniu, polegające na budowaniu disnejowskiego skansenu w środku miasta zamiast propozycji czegoś nowego, są z góry skazane na porażkę, ale – co najważniejsze dla nas, historyków – są przede wszystkim pogwałceniem naturalnego rozwoju krajobrazu historycznego. Stadtschloss będzie go tylko (miejmy nadzieję) trochę naginał.

Na zakończenie jeszcze jedna myśl: gdyby Hohenzollernowie mieli postawić coś na miejscu Pałacu Republiki,o z pewnością nic by nie od-budowawywali. Kazaliby stworzyć coś innego. Coś nowego.

Fot. Berliński zamek ok. 1900 roku, domena publiczna