Khan Academy: czy YouTube zastąpi uniwersytet?
Współczesny internet oferuje każdemu użytkownikowi dostęp do prostych, ale funkcjonalnych narzędzi, które mogą wspomagać komunikację, autoekspresję, ale również pracę i (samo)edukację. To ostatnie zadanie wypełniać ma założona przez Salmana Khana Khan Academy.
Pomysł na serwis powstał w 2004 roku, kiedy Salman Khan starając się pomóc swoim kuzynom w szkolnych problemach z matematyką założył zwykły kanał na YouTube. Zamieszczał tam krótkie 10-15 minutowe prezentacje opatrzone komentarzem (tutoriale), które krok po kroku wyjaśniały nastoletnim siostrzeńcom wybrane zagadnienia matematyki. Pomysł sprawdził się nie tylko w edukacji krewniaków. Wkrótce z zamieszczonych na otwartej platformie YouTube lekcji zaczęli korzystać inni uczniowie, a Khan zaczął otrzymywać setki emaili z całego świata z prośbami o kolejne nagrania. Zainspirowało go to do stworzenia portalu, na którym publikowane byłyby kolejne filmiki poświęcone edukacji. W ten sposób Khan Academy stała się łatwą w obsłudze i dostępną na całym globie platformą edukacyjną.
Obecnie Khan Academy to ponad 1800 filmów edukacyjnych z różnych dziedzin, a średnia odsłon strony to ponad 22 miliony dziennie. Natomiast liczba stałych subskrybentów wynosi 70 tys., co przyrównać już można do liczby studentów całkiem dużego uniwersytetu.
Khan Academy jest serwisem edukacyjnym, który udostępnia treści bezpłatnie, zarabiając na reklamach i donacjach. Dzięki temu do korzystania z serwisu wystarczy dobre łącze internetowe (pozwalające na odtwarzanie multimediów). Na stronie zamieszczono przede wszystkim kursy z nauk ścisłych. Znajdziemy tam jednak również dział poświecony historii. W porównaniu do innych zgromadzonych na platformie kursów nie jest on co prawda zbyt imponujący. Zasadniczą jego cześć tworzy dwanaście filmów poświęconych Rewolucji Francuskiej, Napoleonowi i XIX-wiecznej historii Francji. Portal ma formułę otwartą, a – jak zapewnia Salman Khan – jest na nim miejsce dla wszystkich nauk i dyscyplin, dlatego być może również dział historyczny ma szansę tam się rozwinąć. Nic nie stoi również na przeszkodzie, aby zainteresowani historycy włączyli się we współtworzenie Khan Academy.
Dziś projekt Khana przykuwa uwagę licznych instytucji i osób prywatnych, które wspierają to przedsięwzięcie. Jednym z najbardziej zagorzałych propagatorów Khan Academy jest Bill Gates, który – jak sam twierdzi – korzysta z tutoriali zamieszczonych na stronie wspólnie ze swoim synem i nie kryje podziwu dla Khana (Ten człowiek jest niesamowity. To wspaniałe, jak dużo zrobił wykorzystując proste zasoby.
Czy Khan Academy jest przyszłością edukacji, która zastąpi tradycyjne instytucje takie jak uniwersytety? Zależy to w dużej mierze od wsparcia projektu przez intelektualistów i badaczy z różnych dziedzin. Platforma stworzona przez Khana stanowi wartościowe źródło wiedzy, które choć niekoniecznie musi zastępować tradycyjne instytucje edukacyjne, bez wątpienia jest prostym sposobem na usprawnienie edukacji i procesów samodzielnego uczenia się. Zasadniczym atutem platformy jest jej dostępność (można analizować to w perspektywie problemu dostępności do wiedzy). Projekt Khana można określić jako pierwszą wirtualną szkołę o charakterze globalnym, gdzie każdy może zdobywać wiedzę bez żadnych ograniczeń. To oferta także dla tych, którzy nie mają dostępu do zinstytucjonalizowanych form edukacyjnym takich jak szkoły i uniwersytety, a chcą się uczyć.
Wydaje mi się, że postawione w tytule pytanie jest sztuczne: nie widzę żadnej opozycji między edukacją szkolną czy akademicką a tego typu repozytoriami.
….chodziło mi tu raczej o szerszą kwestię, czy nowe media w ogóle mają szansę zastąpić tradycyjne instytucje, a nie tylko stanowić do nich dodatek. Projekt Khana i wiele innych koncepcji (np. platforma e-learningowa Moodle, czy wykorzystanie SL np. polska Academia Electoronica) stanowią dopiero początek re-konfiguracji tradycyjnej nauki. Pokazują one jednak, że sieć jest elastycznym i dopasowanym do użytkownika środowiskiem edukacyjnym z którego już teraz można korzystać w dowolnym miejscu na świecie o dowolnej porze dnia.
Berkley:
http://webcast.berkeley.edu/courses.php
MIT:
http://ocw.mit.edu/courses/
I dla mnie najbardziej imponujący, oglądany zamiast dobranocki, Open Yale:
http://oyc.yale.edu/courselist
Zwłaszcza ten ostatni jest dowodem na to, że uniwersytety nie tylko mogą nadążać za multimediami ale i spektakularnie przekuć potencjalne zagrożenie w narzędzie służące budowaniu marki uczelni na świecie. (Na czym skwapliwie grają wykładowcy, mając do tego jednak pełne prawo). Profesjonalizm, otwartość, bezinteresowność w udostępnianiu wiedzy najbiedniejszym w najodleglejszych zakątkach świata (oczywiście w formie niedoskonałej, bo, podobnie jak u Khana, warunkiem jest internet)
Rodząca się moda na poważny open content jest dla mnie zapowiedzią najbardziej radykalnej transformacji, przed którą właśnie stanęły (czy też raczej zostały postawione) nauka i kultura. Nareszcie weszliśmy w fazę krytyczną, w której uczymy się jeść danymi nam elektronicznymi sztućcami coś innego niż popkorn. Dotąd połcie treściwej wiedzy, mimo, że potencjalnie dostępne leżały odłogiem zalewane raz po raz to sosem bezmyślności, to pianą złudzeń.