Blog naukowy: dlaczego nie?
Krytyczne spojrzenie na rzeczywistość przydaje się zawsze i jest szczególnie potrzebne w dyskusjach o internecie: tu bardzo prosto o łatwe do przyjęcia atrakcyjne hasła, które niekoniecznie niosą ze sobą jakąś wartość. Dlatego cieszę się, że na Twitterze trafiłem przed chwilą na informację o gościnnym wpisie Edwarda J. Bluma, opublikowanym na blogu The Historical Society, a dotyczącym mniej pozytywnych stron naukowego blogowania.
W swoim komentarzu do tematu blogów akademickich zdecydowanie zbyt mało miejsca poświęciłem problemom, jakie generować może taka aktywność. Myślę, że przynajmniej w kilku punktach swojej krytyki Blum powiela dokładnie te same obawy, jakie mają polscy naukowcy przed uruchomieniem własnych internetowych projektów.
Blum pisze na przykład o zagrożeniach związanych z udostępnianiem za darmo pomysłów, informacji czy nawet własnych materiałów (Why would you give away for free the primary commodity you create? Your ideas are your intellectual property; when you publish them in a book, you and the press own them. – jego zarzut wygląda poważnie, ale jest zdecydowanie naiwny: naukowe blogowanie nie musi polegać na udostępnianiu za darmo własnych artykułów i książek, blogowe notki mogą jedynie informować o nowych publikacjach i zachęcać do zapoznania się z nimi. Zresztą w polskich warunkach autorskie zyski z dystrybucji publikacji naukowych mają charakter symboliczny, więc model Otwartego Dostępu wydaje się tu zdecydowanie bezkonkurencyjny.
Jeśli chodzi o autorskie idee i kompilacje informacji, tutaj problem robi się bardziej skomplikowany: dla mnie blogi naukowe są jednym z głównych źródeł inspiracji (także lekturowej), więc nie mam problemu, żeby polecić komuś ciekawą (a mało znaną) książkę, opisać ciekawy case albo udostępnić prezentację. Zresztą treść HiM publikowana jest na licencji pozwalającej na swobodne wykorzystywanie. Jeśli jednak ktoś nie lubi dzielić się swoimi pomysłami i notatkami, rzeczywiście powinien dać sobie spokój z blogowaniem.
Blum popełnia duży błąd porównując na siłę publikowanie artykułów naukowych i całą formalną działalność naukową z prowadzeniem naukowego bloga (stąd pojawiający się w jego krytyce wątek recenzji). Ma rację pisząc, że blogowanie nie zawsze może działać pozytywnie na nasz wizerunek u potencjalnego pracodawcy (który może mieć dość konserwatywne poglądy na temat roli internetu w działalności naukowej), jednak najważniejsze moim zdaniem są uwagi dotyczące natury współczesnych mediów: As I see it, the current media is in the business of producing ideas each and every minute and there can be no regard for past claims, words, or interests. Stories and sound bites must be made new constantly. This is not how the scholarly world has functioned or should. Jeśli chcemy, aby nasz blog był popularny musimy dostosować się to tego modelu, co może prowadzić do tego, że blog naukowy staje się kolejną publicystyczną witryną operującą modną nowomową (Reacting to every new media story is not the path of most scholarly work; it’s the domain of the journalist.).
Kolejny problem: wciąż mówi się wiele o potencjale internetu w promocji nauki (chyba najsilniej podkreśla się to w koncepcji Otwartej Nauki). Internet ma redukować dystans między światem akademickim a społeczeństwem, umożliwiać dostęp do treści, które do tej pory zamknięte były w trudno osiągalnych czasopismach czy poruszane na konferencjach, w jakich uczestniczyć mogli wyłącznie naukowcy i studenci. Sieć jest w takim modelu alternatywą dla tradycyjnych mediów (zwłaszcza telewizji), gdzie tematy naukowe – jeśli w ogóle pojawiają się na antenie – są dodatkiem do oferty zorientowanej przede wszystkim na umożliwienie widzom odbioru jak najbardziej prostych i rozrywkowych treści.
Tymczasem przebicie się z treściami naukowymi do szerszej publiczności jest trudne także w internecie, o czym przekonać się osobiście może każdy, kto chce wypromować jakąkolwiek ambitniejszą treść na Wykopie albo opublikować materiał na popularnym portalu. W efekcie wpisy docierają tylko do tych, którzy i tak zajmują się określoną tematyką (i poznają ją offline podczas zajęć na uczelni i na konferencjach, gdzie promujemy bloga). Ci, którzy mogliby się zainteresować, a nie mają takiej możliwości w realu, nie docierają do naszych treści (skąd mają się o nich dowiedzieć?). Jakimś rozwiązaniem tego problemu może być chyba jedynie dobre pozycjonowanie serwisu w Google.
Krytyka Bluma jest wartościowa i pozwala bardziej racjonalnie spojrzeć na potencjał naukowego blogowania. Wadą jego analizy jest jednak nakładanie na model publikowania blogów naukowych schematów charakterystycznych dla formalnej działalności naukowej.
Kilka razy w miesiącu wysyłany jest newsletter z informacją o nowych materiałach dostępnych na Historiaimedia.org. Nie ma w nim żadnych reklam. W każdej chwili można zrezygnować z subskrypcji. Proszę o podanie adresu email:
Bezpieczeństwo adresów w bazie subskrypcji zapewnia system NinjaMail.
• • •
Skrócony link: Kopiuj adres odnośnika
Zobacz też
O ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.
Komentarze