Czy Google nas ogłupia? (dyskusja)
Czy Google nas ogłupia? Czy nowe schematy konsumpcji wiedzy, jakie udostępnia internet i nowe technologie nie wpływają negatywnie na naszą inteligencję? Radykalne tezy Marka Bauerleina i Nicholasa Carra komentują i odrzucają: Marta Klimowicz, Zbigniew Osiński, Mirosław Filiciak i Grzegorz D. Stunża.
Nie straszmy Internetem. Młodzi ludzie wykorzystują Internet głównie w celach rozrywkowych. Czy to zagraża ich rozwojowi? Przeprowadzone w latach 2002-2003 badania na Uniwersytecie Stanowym Michigan (projekt HomeNetToo) wykazały, że uczniowie spędzający więcej czasu przy komputerach i w Internecie mają lepsze wyniki w nauce, nawet jeżeli pochodzą z rodzin ubogich. Pokazały, że uczniowie swobodnie korzystający w domu z Internetu, mają w szkole lepsze stopnie i lepiej sobie radzą z testami sprawdzającymi umiejętność czytania ze zrozumieniem. Dzieci biorące udział w badaniu dość szybko zaczęły się wyróżniać na tle swoich kolegów nie posiadających dostępu do Sieci. Równocześnie nie potwierdziły się stereotypy o antyspołecznym oddziaływaniu Internetu. Badacze nie zauważyli wpływu korzystania z Sieci na kontakty z rówieśnikami czy rodziną – u młodych internautów nie były one wcale słabsze niż w przypadku innych uczniów.
Tak więc straszenie ogłupiającym oddziaływaniem Internetu nie ma realnych podstaw. Pamiętajmy przy tym, że umiejętność poszukiwania, selekcjonowania i wykorzystywania informacji zgromadzonych w zasobach Internetu jest jedną z kompetencji kluczowych, warunkujących sprawne funkcjonowanie w realiach prywatnych, edukacyjnych i zawodowych. Istotne jest, by szkoła zerwała z encyklopedyzmem i podającymi metodami kształcenia, które dają takie efekty jak opisane w czasopiśmie Newsweek. Najwyższy czas na kształcenie aktywne oparte na samodzielnym rozwiązywaniu przez uczniów problemów (istniejących w realnym życiu, interesujących dla ucznia w danym wieku), przy wykorzystaniu m.in. informacji wyszukanych w Internecie. Tylko takie kształcenie przygotuje ucznia do życia w XXI wieku i zabezpieczy przed negatywnymi zjawiskami opisanymi w artykule Dzieci Internetu będą głąbami? A co z historią?.
Czy Google nas ogłupia? Andrew Keen i inni wraz z nim wieszczący upadek kultury oraz gatunku ludzkiego jako takiego, są pewni, że tak. To w Internecie, a przede wszystkim w Web 2.0 doszukują się źródła tego, co ich zdaniem najgorsze w dzisiejszym społeczeństwie. Tezy stawiane przez Keena i innych są na tyle banalne, głupie i pozbawione jakichkolwiek merytorycznych przesłanek, że w zasadzie nie byłoby sensu na nie odpowiadać, gdyby nie niespodziewany rozgłos, jaki udało im się zdobyć w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Idąc tropem Keena, można by stwierdzić, że obecność pralki w większości gospodarstw domowych czyni nas kretynami, pozbawionych ważnej umiejętności ręcznego prania w rzece. Z pewnością, zmywarka do naczyń czy odkurzacz nie wymuszają na nas nabycia pewnych umiejętności – ale czy to oznacza, że świat zmierza ku upadkowi, a ludzkość wraz z nim?
Nie jest, oczywiście, moim celem, porównywanie Internetu z lodówką, a zwrócenie uwagi na fakt, iż nie ma sensu ocenianie współczesnego świata poprzez przykładanie wartości z zupełnie innych czasów. Z upływem lat zmieniają się cenione umiejętności, inne wartości stają się kluczowe, jednak naiwne wartościowanie i generalizacje nie wnoszą za wiele do dyskusji.
Bez wątpienia, dzisiejsze nastolatki w zasadniczy sposób różnią się od swoich rówieśników sprzed kilkunastu nawet lat. Dzisiejsi trzydziestolatkowie pracują w zawodach, o istnieniu których jeszcze kilka lat temu nawet im się nie śniło. Zmieniły się sposoby, w jakie się komunikujemy, na jakie zaznaczamy swoją obecność, zmieniło się wreszcie nasze myślenie o świecie społecznym, dostępności i bliskości. Jednak wszystkie te zjawiska same w sobie jeszcze nie sprawiają, że jesteśmy głupsi. Co więcej, nie czynią nas też mądrzejszymi.
Argumenty Keena w ogóle do mnie nie trafiają, uważam go za ostatnią osobę, która ma prawo nazywać kogoś ignorantem, ale już obserwacje Carra są na pewno trafne – pytanie, jak je interpretować. Żyjemy w swoistej kulturze ADHD, w której przeglądamy więcej tekstów niż kiedykolwiek wcześniej, ale już nie koniecznie czytamy je w całości. Jednak powierzchowny kontakt z wiedzą mają nie tylko „dzieci internetu”, ale i większa część intelektualnych elit, która do sieci zagląda sporadycznie. Po prostu nie sposób być na bieżąco – co błyskotliwie wypunktował Pierre Bayard w „Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało”. Dlatego unikałbym prostego wartościowania – pewnie coś się zmienia, ale czy to sprawia, że nowe pokolenie będzie głupsze? Może po prostu zakłada, że nie ma sensu gromadzić w pamięci informacji, które znajdują się o kilka kliknięć stąd i zawsze można do nich zajrzeć? Grunt, by te informacje potrafić później zinterpretować i to pewnie jest problem, z którym polska szkoła powinna się zmierzyć, zrywając z herbartowskim dziedzictwem. Sama edukacja medialna, bez odejścia od kształcenia biernych jednostek i zaszczepienia w uczniach „zdrowej podejrzliwości”, niewiele zmieni.
Warto też pamiętać, że brakuje nam szerszej perspektywy, że podobne zmiany, rzekomo zabójcze dla kultury, obwieszczano już wielokrotnie. W pierwszej połowie XX wieku tak krytykowano kino, dziś z kolei w myśli filmoznawczej podkreśla się, że to dopiero współczesne kino odchodzi od głębi przekazu w kierunku powierzchownych, niemal fizycznych doznań. Może po prostu twórcy muszą nauczyć się tworzyć dzieła, które będą odpowiadać wrażliwości nowych odbiorców, nie tracąc przy tym jakości? Tak stało się choćby z przywoływanym komiksem – uważam „Mausa” Spiegelmana czy „Louisa Riela” Chestera Browna za jedne z lepszych tekstów historycznych, jakie kiedykolwiek czytałem. Z perspektywy osób starszych ode mnie może to znaczyć, że jestem głąbem – i dlatego sam zachowuję dużą ostrożność, gdy mam przykleić tę etykietkę innym.
„Dzieci internetu” na pewno nie są głąbami. Realizują się w przestrzeni informacyjnej, w której żyją. Uczą się korzystania z typowych współcześnie kanałów komunikacyjnych, wykorzystują je do rozwoju zainteresowań, podtrzymywania relacji z rówieśnikami, jako miejsce poszukiwania przydatnych informacji i uczenia się. Oczywiście, mogą popełniać błędy. Ale błędy można popełniać zawsze, gdy uczymy się obsługi narzędzi i wówczas, kiedy jesteśmy na etapie uczenia się obyczajów i zasad panujących w określonej kulturze.
Oczywiście, metamedium internetowe daje więcej możliwości niż media przedinternetowe, co przekłada się również na większą liczbę zagrożeń i jednocześnie internet przyczynił się do zmiany przestrzeni komunikacyjnej świata w ciągu niespełna dwudziestu lat. Dla ludzi, którzy funkcjonowali w świecie dwóch kanałów telewizyjnych i telefonu stacjonarnego i którzy nie korzystają ze współczesnych mediów aktywnie, bo uważają, że nie potrzebują, albo boją się ich, bo nie potrafią poradzić sobie z obsługą, jest to duży szok. A szokowe zmiany rodzą bunt i internet nie jest pierwszym wynalazkiem, który powoduje wyklęcie przez zwolenników status quo.
Myślę, że nadszedł czas, by nie pytać „czy dzieci internetu to głąby”- internet jest oswojony, nawet w Polsce, jesteśmy częścią światowej przestrzeni informacyjnej. Najwyższy czas skończyć z demonizowaniem, spychaniem na margines czy „obkładaniem się czosnkiem i trzymaniem w ręku krzyża”. Aktywny świat sieci wymaga aktywnych użytkowników. Dlatego podstawowe pytanie powinno brzmieć: „jak działać, by <
Czytaj też: Dzieci internetu będą głąbami? A co z historią?
Kilka razy w miesiącu wysyłany jest newsletter z informacją o nowych materiałach dostępnych na Historiaimedia.org. Nie ma w nim żadnych reklam. W każdej chwili można zrezygnować z subskrypcji. Proszę o podanie adresu email:
Bezpieczeństwo adresów w bazie subskrypcji zapewnia system NinjaMail.
• • •
Kategorie: Uncategorized
Skrócony link: Kopiuj adres odnośnika
O ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.
Komentarze