Po co nam rekonstrukcje historyczne?

Rekonstrukcja historyczna walk w czasie Powstania Warszawskiego - Stare Miasto, "Twierdza Zmartwychwstanek" na Żoliborzu

Inscenizacja rzezi wołyńskiej to kolejne już wzbudzające kontrowersje wydarzenie z ruchem odtwórstwa historycznego w tle. Dyskusja, która rozwija się nagle dzięki podjęciu tematu przez główne media, dotyczy tego, czy grupy rekonstrukcyjne mają prawo odtwarzać dramatyczne wydarzenia z historii najnowszej, wydarzenia, których świadkowie mogą jeszcze żyć. Nie chciałbym tu omawiać tego problemu, bo moim zdaniem sprawa jest oczywista (takich rzeczy nie należy robić). Wolałbym raczej zastanowić się, czym dziś dla nas są rekonstrukcje historyczne i jaką rolę pełnią w naszych relacjach z przeszłością.

Mam takie wrażenie, że popularność rekonstrukcji jako formy upamiętniania historii i edukacji historycznej bierze się z kryzysu dotychczasowych, tradycyjnych form. Społeczna nieefektywność szkolnej edukacji historycznej czy wyczerpywanie się potencjału religijnych i państwowych form obchodów rocznic ważnych wydarzeń historycznych sprawia, że zwracamy się w kierunku odtwórstwa. Zamiast nudnych wykładów i przemówień czy niezrozumiałej i często upolitycznionej liturgii dostajemy atrakcyjny i użyteczny produkt, który pozwala nam zobaczyć na własne oczy jak było naprawdę.

Wydaje mi się, że to oczekiwanie bycia naocznym świadkiem (stojącym jednak w bezpiecznym dystansie wobec obserwowanych wydarzeń) jest dziś dominujące w naszym kontakcie z przeszłością. Paradygmat „odtwarzania” nie napędza jedynie inscenizacji rekonstrukcyjnych – jest silnie obecny w mediach, kinie, muzeach. Kiedy planuje się współczesny film o powstaniu warszawskim, nie może to być film retrospektywny, w którym treść historyczna przywoływana jest jedynie jako kontekst dla współczesności: film ma pokazywać, jak rzeczywiście było, a nie, jak o tym pamiętamy i jak ta konstrukcja pamięci jest zbudowana. Doskonałym przykładem wymogu naoczności jest też ekspozycja Muzeum Powstania Warszawskiego (szczególnie ten jej fragment stylizowany na miejskie kanały). Budujemy dziś nasze relacje z przeszłością oczekujemy odwzorowania rzeczywistości i nie potrafimy korzystać z bardziej abstrakcyjnych, symbolicznych form takiej komunikacji.

Problem w tym, że rekonstrukcja nie ma zbyt wiele wspólnego z realną historią, ponieważ posługuje się środkami teatralnymi, które zawsze są symboliczne. Fakty zastępują tam gesty, dlatego podczas inscenizacji w Radymnie nie będzie lała się krew, a krzyki mordowanych będą jedynie wyrazem aktorskich umiejętności. Posługiwanie się symbolem zamiast faktem da widzom bezpieczny dystans do upamiętnianych w ten sposób wydarzeń.

Inscenizacja jako forma upamiętniania i edukacji jest też użyteczna z perspektywy władzy. To gotowy produkt, który może być implementowany w dowolnym miejscu i okolicznościach – dywersyfikacja i specjalizacja na polskim rynku odtwórstwa historycznego jest dosyć głęboka. Dzięki inscenizacjom tradycyjne obchody z wydarzenia o charakterze martyrologicznym czy religijnym stają się atrakcją dla mieszkańców i turystów. Obok sukcesu frekwencyjnego i zainteresowania mediów uzyskuje się także od razu odpowiedni efekt edukacyjny (co z tego, że jego wektor skierowany jest głównie do wewnątrz grup rekonstrukcyjnych, których członkowie nierzadko stają się specjalistami w swoich niszach tematycznych). Użyteczność inscenizacji historycznej jako produktu wykorzystywanego przez samorządy i instytucje kultury moim zdaniem gwarantuje jej bardzo dobre perspektywy w najbliższym czasie. Głosy krytyków nie mają znaczenia, kiedy do gry wchodzi rynek.

Chciałbym wierzyć, że mimo wszystko istnieją jakieś alternatywy publicznego upamiętniania, chociaż na pewno nie są one tak atrakcyjne i posiadają dość wysoką barierę wejścia. Jedną z nich może być podejście (auto)biograficzne do historii, zwracające uwagę na jednostkę w historii i zachęcające do empatii oraz odnoszenia jej doświadczeń do naszego współczesnego życia. Jego narzędziem mogą być np. projekty historii mówionej. Innym kierunkiem może być podejście mistyczne i religijne – apel poległych przemawia do mnie wciąż silniej niż najbardziej nawet efektowne rekonstrukcje.

Na zdjęciu: Rekonstrukcja historyczna walk w czasie Powstania Warszawskiego – Stare Miasto, „Twierdza Zmartwychwstanek” na Żoliborzu (2009), fot. Piotr VaGla Waglowski, domena publiczna, repozytorium Wikimedia Commons