Dostęp to jeszcze nie wiedza: znów o fotografowaniu w muzeach
Bardzo mnie cieszy krytyczna odpowiedź na mój komentarz do sprawy Orsay Commons i fotografowania w muzeach. Spieszę z kolejną wypowiedzią, bo problem wydaje mi się fundamentalny, jeśli spojrzeć na niego nie tylko z perspektywy problemu dostępu do zbiorów, ale z perspektywy ich recepcji i podstaw doświadczenia muzealnego. Głos na ten temat zabrał też Alek Tarkowski, przypominając przy okazji, że dyskusja prowadzona na blogach w dobie komunikacyjnej dominacji Facebooka to coś wyjątkowego. Na wstępie warto jeszcze dodać, że w dyskusji kwestia reglamentowania prawa do fotografowania zbiorów muzealnych w żadnym razie nie wynikła z poparcia dla prób blokowania dostępu do zasobów domeny publicznej i ich swobodnego wykorzystywania i przetwarzania, czemu właśnie sprzeciwia się ruch Orsay Commons.
W swoim ciekawym komentarzu na Conasuwiera.pl Kuba Danecki odwołuje się do źródeł sceptyzyzmu dla zewnętrznych wobec sił umysłu narzędzi wiedzy i pamięci. Cytuje Sokratesa krytykującego w Fajdrosie pismo jako zagrożenie dla siły zapamiętywania i twierdzi, że Skoro pismo pozwoliło rozwinąć się myśli pomimo tego, że [zdaniem Skoratesa] miało ją zabić, to podobnie rozwój sztuki i wyobraźni przyniosą mordercze dla niej przeklejki na fejsbukowe ściany.
Szczerze mówiąc, nie bardzo widzę zasadność tej analogii. Moim zdaniem Sokrates nie myli się w swoim sceptycyzmie wobec zewnętrznych nośników wiedzy i pamięci (a nawet gdyby się mylił, nie znaczy to przecież automatycznie, że fotografowanie w muzeach jest dobre). Co więcej, moim zdaniem jego spojrzenie jest dziś jeszcze bardziej aktualne. W wydanej w 2009 roku książce Delete: The Virtue of Forgetting in the Digital Age Viktor Mayer-Schönberger dokładnie pokazuje, jak wielkim wyzwaniem dla pojedynczego człowieka i systemu społecznego jest przenoszenie pamięci na cyfrowe nośniki i narzędzia. Formułuje nawet tezę, że obok prawa do pamięci powinniśmy walczyć również o prawo do zapominania i bycia zapomnianym. W perspektywie afery PRISM czy choćby nawet filter bubble jest to prawo niezbędne.
No dobrze, ale jaki to ma związek z muzeami? Przytoczmy najpierw omawiany cytat z Fajdrosa:
Ten wynalazek [litery] niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego nauczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufawszy pismu będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, z odcisków obcych, a nie z własnego wnętrza, z samego siebie. […] Jest w piśmie coś bardzo niebezpiecznego, i w tym jest ono rzeczywiście podobne do sztuki malarskiej. Toż i jej twory stoją przed tobą jak żywe, ale jeśli kiedy zapytasz je o co, wtedy bardzo uroczyście milczą. Tak samo słowa pisane: zdaje ci się, że one myślą to, co mówią, ale jeżeli zapytasz je o coś, żeby lepiej zrozumieć to, o czym mówią, one wciąż tylko jedno wskazują, zawsze jedno i to samo.
Warto zwrócić uwagę na ostatnie zdanie. Tezę o zawsze jednoznacznym odczytaniu tekstu od razu odrzucić można wskazując na koncepcję dzieła otwartego, ale według mnie ujawnia się tutaj inna prawda: słowa milczą, kiedy pyta się je o znaczenie, stanowią pewien zamknięty przekaz, do którego zrozumienia wymagana jest wiedza spoza czytanej właśnie lektury (po to np. istnieją przypisy). Podobnie obiekty w muzeum nie odpowiadają – aby je zrozumieć wymagana jest wiedza, której nie można odczytać bezpośrednio z treści obrazu, kształtu rzeźby itp.
Prosty przykład: dopiero kiedy zna się historię włóczni św. Maurycego można odczytać symboliczną scenę z Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki. Można obraz odbierać oczywiście wyłącznie estetycznie, ale będzie to recepcja spłaszczona, niedotykająca ważnej części dzieła. I znowu, w internecie bez problemu znaleźć można informacje o świętym darze Ottona III, ale internet sam w sobie automatycznie nie połączy jej z fragmentem dzieła Matejki. Tu potrzeba podstawowych kompetencji symbolicznego czytania sztuki i jakiejś podstawowej świadomości historycznej – obraz sam w sobie tego nie zapewnia. Fotografowanie w muzeum może być właśnie taką, wyłącznie mechaniczną czy estetyczną formą interakcji z udostępnianymi tam obiektami.
Oczywiście, przeciwdziałanie takiej formie kontaktu ze sztuką czy historią nie może być argumentem za zakazywaniem robienia zdjęć w muzeach. Muzea powinny pozytywnie odpowiedzieć na to zjawisko, organizując akcje takie jak np. dzień wolnej sztuki jako alternatywę dla masowej konsumpcji w czasie Nocy Muzeów czy dbając o odpowiednią oprawę edukacyjną dla udostępnianych online reprodukcji swoich zbiorów. Moim zdaniem brak takiej edukacji to dziś – także w Polsce – jedna z największych wad programów digitalizacyjnych.
Na zakończenie nieco inne spojrzenie Sokratesa. Cytat pochodzi z dialogu Teajtet i prezentuje bardzo piękną i obrazową metaforę posiadania i używania wiedzy:
Sokrates: […] teraz zróbmy w każdej duszy pewnego rodzaju gołębnik; w nim różnorodne ptaki. Jedne stadami latają osobno od innych, inne po kilka sztuk razem, a inne pojedynczo pomiędzy wszystkimi latają, którędy bądź.
Teajtet: Już zrobione. Ale co z tego?
Sokrates: Kiedyśmy byli dziećmi, powiemy, był ten gołębnik pusty. Te ptaki to wiadomości, cząstki wiedzy. Jeżeli ktoś jakąś wiadomość posiądzie i zamknie ją w tym gołębniku, powiemy, że się nauczył albo odkrył tę sprawę, której ta wiadomość dotyczyła, i jeżeli się coś wie, to właśnie na tym polega.
Dostęp do zbiorów muzealnych i informacji o nich obecnych w Sieci to wiedza zamknięta w gołębniku. Problem tylko w tym, żeby w odpowiednim czasie wyjąć z niego odpowiedniego gołębia.
Na zdjęciu: świetny przykład łączenia pasji do fotografowania z edukacją – działania w ramach projektu Wiki Loves Art. CC BY-SA wikiphotofile.