Nikogo nie interesuje otwartość w nauce historycznej?

Na stronach Guardiana opublikowano artykuł relacjonujący sprzeciw brytyjskich akademików wobec planów Davida Willettsa, ministra odpowiedzialnego za uczelnie wyższe, który planuje wprowadzenie zasady obligatoryjnego udostępniania za darmo w internecie wszystkich publikacji naukowych finansowanych z budżetu państwa. Nowe regulacje mają wejść w życie w 2014 roku i nie zakładają okresu embarga, co oznacza, że publikacje brytyjskich naukowców mają być umieszczane online natychmiast po wydaniu w druku. Willetts jako minister konsultował założenia projektu m.in. z założycielem Wikipedii, Jimmym Walesem:

Twenty years ago it would have been impossible to imagine an encyclopedia written by millions, openly and freely collaborating via the internet. Today, Wikipedia is an important part of our lives and its co-founder, Jimmy Wales, will be advising us on the common standards that will have to be agreed and adopted for open access to be a success, and also helping to make sure that the new government-funded portal for accessing research really promotes collaboration and engagement. We want to harness new technologies to enable people to comment and rate published papers in ways that were not possible before, and we want to develop new online channels that enable researchers from around the world to collaborate and share data and build new research partnerships.

Dyskusja nad tym projektem i jego założeniami (m.in. zakładanym poziomem otwartości zasobów) trwa od 2012 roku. Biorą w niej udział także historycy, m.in. David Starkey, znany w Wielkiej Brytanii ze względu na swoje telewizyjne programy historyczne – jako specjalista od epoki nowożytnej Starkey krytykował też głośno popularny serial Dynastia Tudorów (The Tudors). Starkey i inni członkowie Królewskiego Towarzystwa Historycznego (Royal Historical Society) sprzeciwiają się nowym regulacjom, akcentując problem kosztów funkcjonowania czasopism naukowych:

Following the changes, costs of publication will fall not on the reader but on universities, which will pay „author processing charges” each time they wish to have work from one of their academics published. The new system, according to its critics, will give university managements unprecedented control over their academics’ ability to publish their work, provoking Professor Peter Mandler, president of the RHS, to claim that the government is at risk of sacrificing the cherished values of British academia.

Piszę o tym dlatego, że nie tak dawno zakończyły się konsultacje w sprawie projektu założeń ustawy o otwartych zasobach, którą przygotowuje Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. W dostępnych na stronie mamzdanie.pl głosach znaleźć można podobny język do tego stosowanego przez prezydenta RHS. Różnica jest taka, że w odróżnieniu od brytyjskich historyków, polscy historycy (choćby Polskie Towarzystwo Historyczne) nie zainteresowali się w ogóle tym problemem. Honor ratują historycy popierający postulaty Obywateli Nauki – w postulatach tych nie ma jednak wprost odniesienia do otwartego dostępu i są to bardzo ogólne, polityczne propozycje.

Wydaje mi się, że społeczny potencjał otwartego dostępu do tekstów naukowych jest szczególnie duży w perspektywie nauki historycznej. Kluczowy jest tu język – trudno mieć nadzieję na dużą popularność wśród nieakademickich czytelników artykułów z dziedzin takich jak biotechnologia czy fizyka. Językowa i merytoryczna bariera wejścia jest tu jednak wysoka. Naukowe teksty historyczne mogą być atrakcyjne dla większej grupy nienaukowch odbiorców. Ich swobodna publikacja online może mieć pozytywny, edukacyjny efekt, przyczynić się do rozbijania historycznych mitów i stereotypów czy wzbogacania wiedzy o lokalnej historii.

Portal Historia.org.pl zainicjował niedawno akcję, w ramach której wysłano premierowi propozycje kształtu wydatków na historię środków pochodzących z nowej transzy funduszy unijnych. W propozycji tej (nie wnikajmy już w sens jej formułowania i jej szanse powodzenia) nie ma ani słowa o wolnym, publicznym dostępie do historycznych tekstów naukowych – a na sfinansowanie obligatoryjnego open access w polskiej nauce akurat środki europejskie bardzo by się przydały…

Nie chodzi o to, by wspierać bezrefleksyjnie wszystkie otwartościowe propozycje rządu, ale o to, żeby w ogóle zainteresować się tematem, zanalizować, jaki wpływ otwarty dostęp może mieć na polską naukę i edukację historyczną oraz jakie są bariery w jego wprowadzeniu. I o wyrażenie własnego zdania w społecznie istotnej sprawie.