Muzea powinny być maksymalnie otwarte i przyjazne… – rozmowa z Zuzanną Stańską
Chciałbym porozmawiać z Tobą o nowych technologiach w muzeum. Myślę, że nawet w polskim internecie na ten temat przeczytać można już wiele – choćby na HiM czy w projekcie prowadzonym przez Dorotę Kawęcką i Aleksandrę Janus. Jest to jednak chyba patrzenie głównie z jednej strony – od strony instytucji. Tymczasem Twoja firma Moiseum zajmuje się consultingiem technologicznym i produkcją nowych rozwiązań dla muzeów, a więc masz doświadczenia z tej drugiej strony. Jak według Ciebie polskie muzea przygotowane są do wdrażania nowoczesnych narzędzi do swojej oferty?
Zuzanna Stańska: Tak, zajmuje się consultingiem technologicznym w muzeach i przez to mam trochę inną perspektywę. Ale przede wszystkim jest to perspektywa zwykłego „użytkownika” muzeum, zwiedzającego, który w muzeum chce doświadczyć czegoś fajnego i przy okazji czegoś się nauczyć. Wydaje mi się, że niektóre polskie muzea dopiero niedawno zaczęły zauważać, że nie tylko powinny pełnić funkcję ochronną wobec zbiorów, ale także kulturalno-edukacyjną wobec ludzi. Na szczęście problem został przynajmniej zauważony. Duża w tym zasługa młodych ludzi, którzy pracują w działach edukacji lub promocji – są oni otwarci na nowe technologie i zdają sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywają one w codziennym życiu, że dorastające teraz dzieci nie znają świata bez internetu i mają zupełnie inne oczekiwania wobec dostępu do informacji oraz funkcjonowania instytucji takich jak muzea.
Niestety, nowe technologie wciąż jako pierwsze wypadają z budżetów muzealnych w przypadku braku pieniędzy – z drugiej strony często też wydaje się pieniądze na projekty technologiczne, które nie mają w danym przypadku większego zastosowania lub są po prostu tragicznie zrealizowane. Wynika to w dużym stopniu z braku świadomości i niewiedzy, jak tego typu projekty powinny być zorganizowane, aby dobrze funkcjonowały i aby ludzie chcieli z nich korzystać.
Czy ten brak świadomości nie przykłada się na taką swoistą fetyszyzację technologii, uznanie jej za coś, co automatycznie rozwiąże problemy muzeum – brak zwiedzających czy sztampowość ekspozycji. Czy widzisz taką postawę w swoich spotkaniach z muzeami? A jeśli tak, to kto i jak powinien przygotowywać pracowników muzeów do projektowania skutecznych wdrożeń nowych „innowacyjnych” rozwiązań?
Niestety, przekłada się bardzo. Nie bardzo wiem skąd to się bierze, chyba właśnie z braku bliższego obcowania z tymi technologiami na co dzień. Ta idealizacja widoczna jest na wszystkich poziomach – zarówno jeśli chodzi o samą fazę projektowania, o wyobrażenie na temat działania technologii i tego jak odbiorcy muzeum powinni (nie będą!) używać danego rozwiązania. Mało kto zdaje sobie sprawę, że złe użycie i wykonanie danego projektu wykorzystującego nowe technologie może prowadzić do katastrofy. Przykładem jest Muzeum Chopina gdzie możemy wejść do sali pełnej grających kiosków z ekranami single-touch. Jak nie daj Bóg wbiegnie tam grupa dwudziestu dziesięciolatków, które sfrustrowane brakiem responsywności będą uderzać rączkami w archaiczny dla siebie ekran (bo przecież są przyzwyczajone do wszechobecnych ekranów multitouch) aż zawieszą wszystkie maszyny, mamy ochotę uciec stamtąd z krzykiem. Wciąż za dużo jest głupiego, nieprzemyślanego wykorzystania technologii.
Jak przygotowywać pracowników muzeów? Przede wszystkim, powinni oni sami używać wdrażanych technologii i to na co dzień – wszystkie te nowe wynalazki mają to do siebie, że powinny być intuicyjne, więc tutaj nie potrzeba żadnych szkoleń. Ponadto, mają być one projektowane dla „zwykłych zwiedzających”, czyli taki pracownik muzeum powinien sam postawić się w roli odbiorcy tych technologii i zadać sobie pytania – czy używał by ich w innym muzeum? Czy na pewno takie rozwiązanie jest najlepsze? Najbardziej oczywiste? To jest pierwszy krok. Potem należy posłuchać osób, które bardziej się na tym znają – i to nie pana z IT muzeum który zajmuje się sieciami, tylko np. w przypadku aplikacji mobilnych, kogoś, kto robi aplikacje mobilne od lat.
Nowe gadżety w muzeum mają pokazywać, że oferta muzeum jest atrakcyjna dla wszystkich. Ale czy to działa? Może jest tak, jak podczas Nocy Muzeów – przychodzą ludzie nieprzygotowani, bez podstawowej wiedzy, wchodzą do muzeum z takim konsumpcyjnym oczekiwaniem najlepszych ofert i promocji. Skoro muzeum rozlicza się z liczby odwiedzin nic dziwnego, że jest skłonne zainwestować w rozmaite multimedialne zabawki. Może w ogóle trzeba zmienić filozofię rozwoju muzeów? Dlaczego modelem oferty instytucji pamięci ma być chaos Nocy Muzeów a nie tradycyjna, niespieszna kontemplacja zbiorów? Chyba dziś boimy się mówić o sacrum w przestrzeni muzealnej, o liturgii kontaktu z ekspozycją, do której tak tęskni Jean Clair…
Ja nie mam nic przeciwko zabawkom, bo nawet zabawki mogą mieć cel edukacyjny i mieć mądre zastosowanie. Tu chodzi o robienie wartościowych projektów – obojętne, czy wykorzystują one nowe technologie czy nie, ważne by skutecznie dotarły do odbiorcy. Sama mam trochę ambiwalentny stosunek do Nocy Muzeów – co roku organizuję polską edycję Dnia Wolnej Sztuki. Jest to akcja stawiana w opozycji do Nocy Muzeów, polegająca własnie na powolnym oglądaniu obiektów, mającym zachęcić do refleksji i samodzielnego odkrywania sztuki. Z drugiej strony należy się zastanowić, co takiego sprawia, że jednego dnia w roku przed muzeami stoją kolejki? Dlatego, że wstęp jest za darmo? Dlatego, że muzeum pozostaje otwarte po standardowej i bezsensownej godzinie zamknięcia, czyli 18? Czy dlatego, że dla zwiedzających przygotowywana jest specjalna oferta? Noce Muzeów zawsze były dla mnie pewnym extremum, ale nie rozumiem Claira i jego postulatów zamknięcia muzeów i udostępnienia ich tylko elitom. To jakiś koszmarny anachronizm. Przez takie myślenie i te wszystkie wciąż występujące bariery takie jak wymóg noszenia kapci, krzywo patrzące się panie pilnujące ekspozycji czy założenie, że osobom nie znającym się na sztuce do odbioru dzieła wystarczy plakietka z autorem, tytułem i wymiarem obiektu, ludzie są zniechęcani.
Zawsze stałam na stanowisku, że muzea powinny być maksymalnie otwarte i przyjazne zwykłym odbiorcom, a przede wszystkim laikom – szczególnie, że w naszym kraju powszechna edukacja z zakresu historii sztuki praktycznie nie istnieje. Dlatego sacrum w ujęciu Claira mówię stanowczo nie.
Wróćmy może do Twoich doświadczeń ze współpracy z muzeami. Jaką pracę wewnętrzną powinno wykonać muzeum przed kontaktem z firmą taką jak Twoja? Na pewno chodzi o coś więcej niż jedynie ogólny pomysł i określenie własnych możliwości finansowych? Jak muzeum powinno przygotować się do wdrożenia nowoczesnych rozwiązań do swojej działalności i jakie błędy pojawiają się najczęściej na początkowym etapie realizacji tego zamiaru?
Po pierwsze, muzeum powinno wiedzieć jaki cel chce osiągnąć, wtedy jesteśmy w stanie mu pomóc. To trywialne, ale to jest naprawdę ważne – czy chodzi o dotarcie do jakiejś konkretnej grupy, popularyzacja konkretnej wystawy czy projektu, polepszenie wizerunku samego muzeum. Muzeum Historii Żydów Polskich, dla którego wykonaliśmy aplikację mobilną, miało jasny cel – chcemy coś dla młodych ludzi, głównie z zagranicy, sami nie mamy jeszcze gotowego budynku więc niech to będzie projekt związany z miastem. Tak powstała aplikacja „My Warsaw – Warszawa jest moja„, będąca połączeniem klasycznego przewodnika z grą miejską, wykorzystującą technologię rozszerzonej rzeczywistości (na obraz z kamery nakładane jest archiwalne zdjęcie, daje to wrażenie przenikania się nieistniejącej już Warszawy z tą współczesną).
Określenie swoich możliwości finansowych też jest istotnym elementem. Jeżeli muzeum nie ma pieniędzy na konkretny projekt to może za mniejsze pieniądze da się stworzyć coś o podobnej sile rażenia? Dobrze mieć świadomość terminów – zazwyczaj wykonanie projektu niestety nie trwa miesiąc. Bardzo ważne jest też długoterminowe planowanie – nie warto kupować teraz kiosków z ekranami single-touch, bo nikt z nich już nie korzysta. Warto inwestować w kioski oparte na iPadach, bo są to urządzenia powszechne, stosunkowo tanie i mające wiele możliwości wykorzystania. Technologie bardzo szybko się starzeją i trzeba myśleć o nich perspektywnicznie. Tak samo nie warto inwestować w zamknięte systemy, np. katalogowania zbiorów czy wiązać się na 10 lat z dystrybutorem klasycznych audioprzewodników składających się z pudełka i słuchawek – można przecież zamiast nich kupić iPody Touch (jak Luwr) i zrobić aplikację mobilną, którą można co jakiś czas aktualizować.
Często mamy do czynienia z jednym problemem – osoby zajmujące się projektem mają swoje własne wyobrażenia o danej technologii, które niekoniecznie pokrywają się z rzeczywistością. Szczególnie ten problem występuje, kiedy osoby te nie korzystają z danego medium. Dlatego po raz kolejny chcę podkreślić, jak ważne jest posiadanie smartfona, jeżeli chce się wdrażać projekt mobilny. Albo jak istotne jest chociaż raz w życiu zeskanowanie kodu QR – może to zapobiec umieszczeniu na ścianie wystawy naklejki o wymiarach 2 na 2 cm, która jest kompletnie nieskanowalna.
W internecie jest także mnóstwo miejsc, gdzie można poczytać o doświadczeniach muzealników we wdrażaniu danych projektów – są to np. strona konferencji Museums and the Web, blogi poszczególnych muzeów, grupy na Linkedinie czy Twitter. Warto się z nimi zapoznać.
Jesteś historykiem sztuki, ukończyłaś też politologię, równocześnie prowadzisz firmę zajmującą się consultingiem technologicznym dla muzeów i instytucji kultury. Mocno się dziś krytykuje nauki społeczne i humanistykę za brak komercyjnego potencjału, który staje się powoli ideałem w edukacji na poziomie akademickim: jeśli studia nie są dostosowane do rynku nie mają sensu. Jak wyglądała Twoja droga w kierunku działalności komercyjnej? Jak zdobywałaś kompetencje techniczne, w które studia raczej Cię nie wyposażyły?
Skończyłam historię sztuki i wciąż kończę magistra ze stosunków międzynarodowych. Dosyć przypadkowo trafiłam na moją dzisiejszą ścieżkę – od dziecka korzystałam z internetu i miałam do dyspozycji komputer w domu, można powiedzieć że jestem digital native, ale wszystko tak na prawdę zaczęło się od stażu w ramach programu Erazmus.Na drugim roku Historii Sztuki pojechałam do Rzymu na trzymiesięczne praktyki do Musei Capitolini. Na miejscu okazało się, że mam brać udział we wdrożeniu przewodnika po muzeum opartego na technologii zbliżeniowej (NFC). Temat na tyle mnie zafascynował, że zapragnęłam napisać o nim pracę licencjacką. Żeby zmotywować się do napisania pracy licencjackiej zaczęłam pisać bloga technoatmuseo.com i wtedy już wiedziałam, że chciałabym sama tworzyć takie projekty. Już na ostatnim roku studiów zaczęłam pracować w HardGamma Ventures, jednym z wiodących w regionie funduszy venture capital inwestujących w startupy technologiczne na wczesnym etapie rozwoju. To dało mi wystarczające doświadczenie i kontakty, które mogłam rozwijać prowadząc już własną działalność. Nie jestem programistą, nie mam więc kompetencji stricte technicznych, ale wiem, jak działają poszczególne technologie, jakie są ich zalety i wady i jak można je dobrze wykorzystać i zaprojektować.
Na koniec tej krótkiej rozmowy pobawmy się może w przewidywania. Jakie są Twoim zdaniem najważniejsze trendy związane z wykorzystaniem nowych cyfrowych narzędzi w muzealnictwie? Jak to wygląda na Zachodzie a jak w Polsce?
Głównym trendem będą rozwiązania mobilne. Na Zachodzie aplikacje na smartfony są już pewnym standardem, coraz popularniejsze będą aplikacje iPadowe, które służą bardziej do użytku poza muzeum (jak tegoroczne słownik pojęć historii sztuki współczesnej Tate Guide to Modern Art Terms czy biblioteka publikacji o wyczerpanym nakładzie MoMA Books.)
Prawdziwym hitem staną się niedługo muzealne aplikacje dla dzieci (już mamy Luwr czy MoMA Art Labs). U nas, jeśli chodzi o technologie, wciąż skupiamy się na digitalizacji zbiorów (skądinąd słusznie) ale nie mamy pomysłu, co zrobić z tymi obiektami dalej, tak aby stały się przyswajalne. Wzorem tutaj jest Metropolitan Museum, który ma świetną stronę udostępniającą kolekcję – estetyczną, z opisami katalogowymi i tekstami dla normalnej publiczności, możliwością dodania obiektu do ulubionych. Wciąż jeszcze mamy sporo do nadgonienia jeśli chodzi o media społecznościowe – w końcu oprócz Facebooka mamy jeszcze Twittera, Pinterest, Instagram i inne sposoby bezpośredniego dotarcia do publiczności w internecie.
Zuzanna Stańska jest założycielką firmy Moiseum zajmującej się consultingiem technologicznym dla muzeów i instytucji kultury oraz tworzącej własne projekty edukacyjne. Absolwentka Instytutu Historii Sztuki UW, autorka bloga zajmującego się technologiami w muzeach www.technoatmuseo.com działającego od 2010 roku. Organizatorka polskiej edycji Dnia Wolnej Sztuki.
Rysunek na bazie pracy Robina Shalla (CC BY)