Nieprawdziwa historia: kino o przeszłości (blog)

link

Wydarzenia i postaci z przeszłości są dla kina niewyczerpalnym źródłem inspiracji fabularnych. Historycznością w kinie interesować się można oczywiście nie tylko w kontekście zgodności z faktami prezentowanych w filmie scen, postaci czy rekwizytów. Niektórzy badacze i teoretycy – jak Robert A. Rosenstone czy Hayden White – wskazują na potencjał filmu jako alternatywnej formy historiografii. Można też na film historyczny patrzeć z perspektywy roli, jaką nadaje mu się we współczesnym mu społeczeństwie – na tej zasadzie Alison Landsberg analizuje wczesne amerykańskie kino, doszukując się w nim narzędzi pozwalających na budowanie od podstaw nowej świadomości narodowej imigrantów.

Podobnie socjologiczne podejście do kina proponuje na swoim blogu Nieprawdziwa historia Maciej Białous, pracownik Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku. Nie znajdziemy tam szczegółowych analiz historycznych dotyczących poszczególnych elementów filmowych fabuł – zamiast tego autor proponuje krótkie spojrzenia na kino jako nośnik społecznych wartości i znaczeń. W tle zawsze jest jednak historia. Tak jak na przykład w notce opisującej japoński film Dokuritsu gurentai nishi-e z 1960 roku:

Japońska komedia wojenna z elementami westernu już brzmi jak szalony projekt, ale to jeszcze nie wszystko. Nieprzypadkowo wspomniałem na początku o Zezowatym Szczęściu, bo podobnie jak w filmie Munka, Okamoto w Dokuritsu gurentai nishi-e również próbuje dokonać pewnego rozliczenia z czasem wojny i pewnymi cechami charakteru narodowego. Główne ostrze krytyki skierowane jest przeciw specyficznie rozumianemu i wysoko zrytualizowanemu w cesarskiej Japonii pojęciu honoru. Tak rozumiany honor nakazuje wysyłanie żołnierzy na śmierć w celu odzyskania kawałka materiału (bohaterowie filmu nie byli pierwszymi, którzy zostali posłani po sztandar). Ta sama zasada zmusza do samobójstwa albo stawia pod sąd wojskowy żołnierzy, którzy dali się złapać w niewolę wroga. Zatraca się w tym wartość życia ludzkiego, którą film uznaje za najwyższą. Przeciwstawia też zrytualizowany honor japońskiej armii kodeksowi moralnemu opartemu na szacunku i odpowiedzialności za życie towarzyszy, jaki reprezentuje główny bohater oraz dowódca wojska chińskiego, wciąż depczący Japończykom po piętach.

Autor na blogu opisuje filmy nieoczywiste, oryginalne i teoretycznie trudno dostępne – teoretycznie, bo w praktyce wiele z tych obrazów oglądać można w Polsce dzięki torrentom, YouTube czy Archive.org (filmy z domeny publicznej). Czy w takim razie internet w ogóle warunkuje prowadzenie takich badań w Polsce? Zapytałem o to wprost Macieja Białousa:

Część z filmów o których pisałem, według mojej wiedzy nigdy nie znalazła się w polskiej dystrybucji. Mimo to staram się pisać o takich, do których dostęp mam w jak największym stopniu legalny, np. przez znajomych za granicą albo zagraniczne strony vod. Piszę jednak w jak największym stopniu legalny, ponieważ zdaję sobie sprawę, że jest to materia w dużym stopniu zależąca od interpretacji i punktu widzenia. Jak sądzę, zgodnie z literą prawa, duża część materiałów znajdujących się w serwisie YouTube jest nielegalna, ale pomimo to, jest duże przyzwolenie społeczne na ich oglądanie, o wiele większe niż, chociażby, w przypadku korzystania ze stron p2p. Przede wszystkim dlatego, że jest to szalenie łatwo dostępne. W licznych przypadkach i ja korzystałem z zawartości YouTube.

Korzystanie z filmów nawet nielegalnie rozpowszechnionych na YouTube nie jest raczej niezgodne z literą prawa (dozwolony użytek). Jednak czy i w jaki sposób korzystać z nich na blogu prowadzonym w celach edukacyjnych/naukowych?

Jest to z pewnością cienka granica, ale staram się nie przekraczać bariery przyzwoitości. Często wklejam pod notkami odnośniki do YouTube, ale powstrzymuję się przed wrzucaniem np. linków do torrentów – a przecież wystarczy wpisać tytuł filmu w Google i już na pierwszej stronie wyskakuje ich zazwyczaj kilka – żeby nie tworzyć wrażenia, że mój blog ma na celu ułatwianie piractwa. Bo też nie o to mi chodzi, moim celem jest docieranie do odbiorców z informacjami, które w języku polskim były do tej pory trudno dostępne albo w ogóle ich nie było, dzielenie się moimi spostrzeżeniami. Jeżeli więc mamy nazywać w jakiś sposób ten obieg informacji to wolałbym – oczywiście będąc świadomy proporcji i ograniczonego zasięgu przekazu – mówić o obiegu prometejskim, nie pirackim. Zresztą, już bardziej prywatnie, uważam że utarta dychotomia: treści legalne-pirackie, jest bardzo szkodliwa i uderza rykoszetem w całą rzeszę osób, która nie chce wykorzystywać cudzych treści dla własnych korzyści, ale np. na zasadzie cytatu, w celu propagowania wiedzy.

Mamy tu do czynienia z sytuacją analogiczną do tej związanej z zamkniętym niedawno serwisem library.nu, udostępniającym nielegalne cyfrowe wersje naukowych nowości wydawniczych. Nielegalny internet w ogóle umożliwia prowadzenie badań, zapewniając podstawową dostępność drogiej i nieosiągalnej w Polsce, najnowszej zagranicznej literatury czy niszowych filmów. Wiedzę o tym, na jakich zasadach z takich zasobów legalnie korzystać, znaleźć można w opracowaniach na temat instytucji dozwolonego użytku (np. w materiałach przygotowanych przez Koalicję Otwartej Edukacji).

Blog Nieprawdziwa historia: nieprawdziwahistoria.blogspot.com/

Na zdjęciu: prace montażowe przy jednym z ostatnich polskich filmów epoki kina niemego Mocny człowiek (1925).

O ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.

Powiązane wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

Current ye@r *