Wszystkie zadania rekonstrukcji – raport o odtwórstwie historycznym w Polsce

W ramach grantu Narodowego Centrum Kultury (program Obserwatorium Kultury 2011) zrealizowano badania polskiego ruchu rekonstrukcyjnego. Kierownikiem badania Grupy odtworzeniowe. Rekonstrukcja dziedzictwa i kultura w działaniu był prof. Tomasz Szlendak, kierownik Zakładu Badań Kultury w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na stronach portalu Obserwatorium Kultury dostępne są raporty podsumowujące wyniki badania. W opublikowanym pliku pdf – będącym prawdopodobnie roboczym materiałem zapowiadanej książki – znalazły się następujące opracowania:

  1. Tomasz Szlendak Wermacht [sic!] nie macha. Rekonstrukcyjna codzienność jako sposób zanurzenia w kulturze
  2. Jacek Nowiński Instytucjonalizacja zabawy
  3. Arkadiusz Karwacki Analiza wielowymiarowych efektów funkcjonowania grup odtworzeniowych w świetle opinii uczestników imprez rekonstrukcyjnych i członków grup
  4. Wojciech Burszta Teraz i wtedy. Tożsamość nasycana imitacją przeszłości
  5. Krzysztof Olechnicki Muszkieterowie na transporterze. Rekonstrukcje historyczne w pogoni za wiernością i spektaklem

Ponieważ przygotowany na podstawie badań materiał jest bardzo obszerny, postaram się tu zaprezentować tylko kilka obecnych w nim wątków, szczególnie interesujących z mojego punktu widzenia. Zachęcam oczywiście do lektury wszystkich opracowań.

O ile o rekonstrukcjach historycznych mówi się ostatnio bardzo dużo – zazwyczaj dość naiwnie wskazując na ich potencjał edukacyjny – analizy przygotowane przez twórców badania pozwalają spojrzeć na ten ruch z nowej, mniej oczywistej i idealistycznej perspektywy.

Tomasz Szlendak zaczyna swoją część opracowania – w której zapowiada teksty przygotowane przez pozostałych autorów pozostałych – od wskazania na konieczność głębszej interpretacji ruchu rekonstrukcyjnego:

Działalność w ruchu rekonstrukcyjnym to nie tylko zanurzenie w dziedzictwie, oddanie się bez reszty historii i zabawa będąca ucieczką przed teraźniejszością, która z jakichś powodów boli czy nudzi. Taka interpretacja, częsta pośród inteligencji napotykającej przypadkiem wojów, wikingów, czy żołnierzy wermachtu spacerujących ulicami dzisiejszych miast, oddaje tylko część prawdy. Zasadniej byłoby rzec, że rekonstruowanie minionego to sposób zanurzenia w kulturze „w ogóle” oraz styl życia skutecznie i kreatywnie łączący to, co wydaje się dawne z tym, co jest absolutnie nowe. To sposób na uczestnictwo w kulturze dzisiejszej, kulturze zdecydowanie żywej. To kultura w działaniu.

Historia, wtajemniczenie i pieniądze

Kim są polscy rekonstruktorzy i jakie są motywacje ich działalności? Tomasz Szlendak pisząc o grupach społecznych, z których rekrutują się osoby działające w odtwórstwie historycznym, wskazuje na subkultury stanowiące „naturalne” zaplecze ruchu rekonstrukcyjnego z uwagi na splatające się zainteresowania czy podobny zbiorowy behawior członków.

Autor potwierdza popularne przeświadczenie o wysokich kosztach działalności rekonstrukcyjnej, jednak do katalogu barier, stojących przed wszystkimi, którzy chcieliby się w nim znaleźć dodaje jeszcze kilka nie mniej ważnych. Jedną z nich są na przykład przekonania polityczne (grupy odtwarzające wojska hitlerowskie pilnują apolityczności swoich członków mając świadomość, że często działają na granicy prawa), kondycja fizyczna czy akceptacja i wypełnianie w życiu codziennym (przynajmniej w deklaracjach) zasad etosu rycerskiego. Trudne, wymagające wiele wejście w środowisko rekonstruktorów niemal od razu owocuje konkretnymi profitami:

Uczestnictwo w ruchu rekonstrukcyjnym daje zatem możliwość poczucia wyższego statusu społecznego osobom, które nieszczególnie wysoki status mają, daje możliwość załatania pewnych „dziur tożsamościowych”. Jest się lepszym będąc rekonstruktorem, ciekawszym – ujmując sprawę brutalnie – od Polaków-szaraków. Jedna z uczestniczących w ruchu archeolożek mówi na przykład, półżartem, o metodach akcentowania tego wyższego statusu w postaci filmów kręconych przez odtworzeniowców o samych sobie w lokacjach niedostępnych dla zwykłych śmiertelników, rozsyłanych znajomym czy członkom rodzin

Tomasz Szlendak proponuje kategoryzację motywacji stojących za uczestnictwem w ruchu rekonstrukcyjnym. Motywacji wymienia aż dwanaście i tylko część z nich ma związek z historią, dziedzictwem i patriotyzmem. Autor wylicza fascynację militariami, ucieczkę przed szarzyzną, tradycję i naukową fascynację dorobkiem przodków, patriotyzm, umiłowanie lokalnego dziedzictwa, wtajemniczenie, relacje i więzi, sport ekstremalny, prestiż i wywieranie wpływu, pieniądze, odciąganie od złego i – w ostateczności – także zabijanie wolnego czasu.

W treści raportu bardzo wyraźnie podkreślany jest fakt, że ruch rekonstrukcji historycznych zdominowany jest przez mężczyzn z klasy średniej:

[…] spoglądając na kwestię społecznego ulokowania rekonstruktorów chłodnym okiem socjologa, trzeba uznać, że ci „wszyscy” ograniczają się do reprezentantów lepiej wykształconej i dysponującej odpowiednimi zasobami klasy średniej. Nie ma dla przykładu pośród rekonstruktorów osób mających awersję do czytania książek. Gdyby porównać ich choćby z kategorią kibiców piłkarskich, a zatem inną wyraźną subkulturą czy ruchem społecznym, to różnica wykształcenia i różnica statusu społeczno-zawodowego jest aż nadto wyraźna.

Wątek klasowy eksploruje dalej Jaś Kapela w wywiadzie Szlendak: Rekonstruktorzy, czyli klasa średnia ucieka od grilla opublikowanym na stronie Krytyki Politycznej.

Tożsamość rekonstruktora

Wiele na temat tożsamości uczestników ruchu rekonstrukcyjnego wyczytać można w rozdziale przygotowanym przez Wojeciecha Bursztę. Po teoretycznym wprowadzeniu do zagadnień związanych z mechanizmami odniesień do tradycji, konstrukcją tożsamości i pamięci autor próbuje scharakteryzować tożsamości rekonstruktorów przez odwołanie się do poczucia nostalgii za przeszłością:

Jednym z elementów wspomnianego wcześniej zbioru kolektywnego tożsamości włączającej przeszłość jako istotne źródło nasycenia podmiotowego Ja, wydaje się być nostalgiczna ewokacja minionego świata, poczucie utraty stanu świata, do którego nie ma już powrotu, a którego brak doskwiera w stanie świata tu i teraz.

Sposobem pokonywania martwej historii – pisze Burszta – ma być wizualizacja – inny niż akademicki czy lekturowy sposób radzenia sobie z tęsknotą za przeszłą rzeczywistością, dziś już dla nas beznadziejnie niedostępną. Rozwiązaniem jest także dbałość o historyczność odtwarzanych obiektów czy scen, dająca tymczasową iluzję realności przeszłości.

Historyczność jako ideał

Raporty udostępnione na stronach Obserwatorium Kultury czytać można na wiele sposobów. Mnie – bardziej od prezentacji profilu społecznego rekonstruktorów czy ich motywacji do działania w ruchu – zainteresował bardziej problem historyczności oznaczającej w tym przypadku ideał jak najbardziej wiernego oddania rekonstruowanej historycznej rzeczywistości. Oczywiście ideał ten polega nieustannym negocjacjom. Jak cytuje w swojej części opracowania Jacek Nowiński:

[…] są takie grupy, gdzie wszystko jest szyte, czy szwy są ręczne i sprawdzane pod lupą. Ja nie będę się zabijał, ma dobrze wyglądać i ma być historyczne, ale bez przesady. W tym obozie najważniejszy jest dobry nastrój, a na drugim miejscu historyczność.

Ciekawym wątkiem w raporcie są też fragmenty mówiące o modelu myślenia historycznego, który cechuje to środowisko. Praca nad rekonstrukcją ubioru czy uzbrojenia nadaje przeszłości charakter bardzo interpretacyjny i subkietywny, chociaż dowolność interpretacji wyznacza pewien kanon naukowy, do którego wciąż odwołują się rekonstruktorzy:

[…] członkowie ruchu rekonstrukcyjengo zdają sobie w pełni sprawę z wagi jednostkowych czy zbiorowych interpretacji dla oceny wydarzeń historycznych i mają wysoką świadomość „subiektywności” historycznej wierności strojów czy elementów behawioru „historycznego”, takich jak rytuały, np. ślubne. Bierze się ta wysoka świadomość konstruktywistycznego charakteru historii zapewne stąd, że rekonstruktorzy biorą się z wykształconej klasy średniej, a do tego dużo czytając mają świadomość różnic interpretacyjnych między autorami dzieł historycznych czy archeologicznych. W ich działalności po prostu obcuje się z mnogością interpretacji i punktów widzenia, różnych na ten sam temat, np. kształtu tuniki. Chociaż zatem pragną być maksymalnie wierni „prawdzie historycznej”, wiedzą świetnie, że ta „prawda” jest społecznie (czasem przez nich samych) konstruowana, produkowana tu i teraz i że dochodzi się do niej mozolnie uruchamiając wyobraźnię i preparując ją z licznych zdań wielu uczestników debaty.

Granice rekonstrukcji

Jakie są granice rekonstrukcji i jakie działają w tym środowisku mechanizmy samoregulacji? Zostają one zasygnalizowane już w tytule opracowania Tomasza Szlendaka: zakaz machania do widzów, obowiązujący w opisywanych przez autora raportu grupach odtwarzających wojska hitlerowskie pozwala uniknąć sytuacji, w których ich członkowie zostaliby uwiecznieni na zdjęciach w pozie sugerującej nazistowski salut.

Tomasz Szlendak poświęca regulacjom osobny rozdział. Proponuje trzy meta-regulacje streujące wszystkimi działaniami rekonstruktorów:

  1. Staramy się odtwarzać regułę, a nie wyjątek: W związku z tą dyrektywą nie ma dla przykładu mowy o udawaniu, że kobiety robiły coś, czego w istocie – historycznie – nie robiły.
  2. Staramy się odtwarzać to, co naprawdę było, nie zaś to, co się hipotetycznie wydarzyć mogło: W Polsce nie zdarza się rekonstruowanie nieodbytego, nie przedstawia się publiczności działań hipotetycznych, „teoretycznych”, historii możliwej acz niezrealizowanej.
  3. Staramy się w trakcie rekonstrukcji działać poważnie, mimo że udajemy.

Lektura raportów pokazuje jednak, że zasady te mogą być odrzucane. Ruch rekonstrukcyjny jest bardzo zróżnicowany i poziom jego historyczności oraz zróżnicowanie motywacji uczestników może wpływać na możliwość zakwestionowania tych idei (okazją do tego może być np. organizacja rekonstrukcji fikcyjnego wydarzenia podczas komercyjnej imprezy integracyjnej dla firmy).

Co jednak z problemem obecności hitlerowskiej czy komunistycznej symboliki podczas rekonstrukcyjnych prezentacji? Jakich wydarzeń się nie odtwarza?

Fakt, nie doczekaliśmy się jeszcze inscenizacji masowych gwałtów czy egzekucji, ale chętni rekonstruktorzy i widzowie na pewno się znajdą. Z uwagi na wymogi prawne z rzadka pojawia się symbolika kojarzona z faszyzmem czy komunizmem, lecz i tutaj zdarzają się wyjątki. Relacje badaczy z przebiegu rekonstrukcji i towarzyszącej im aktywności zdają się potwierdzać, że fascynacja umundurowaniem i wyposażeniem formacji faszystowskich nierzadko łączy się z fascynacją a przynajmniej pewnymi koncesjami wobec ideologii (a na pewno ze skłonnością do opowiadania niesmacznych dowcipów).

Piszący te słowa w swoim raporcie Krzysztof Olechnicki niestety się myli w odniesieniu do rekonstrukcji traumatycznych czy pełnych przemocy wydarzeń z przeszłości. Przykłady rekonstrukcji egzekucji można łatwo odnaleźć w internetowych aktualnościach mówiących o takich imprezach rekonstrukcyjnych jak odtworzenie spalenia czarownicy w Reszlu czy egzekucji Polaków w Bydgoszczy z września 1939 roku. Zdaniem organizatora tej ostatniej prezentacji:

[…] inscenizacja egzekucji nie będzie dla nikogo szokująca. – Zrobimy to elegancko, nikt nie dostanie wariacji. Rozmawiałem zresztą z synem jednego z rozstrzelanych. Nie ma nic przeciwko pokazywaniu rekonstrukcji egzekucji ojca. Nam zależy tylko na przypomnieniu tych tragicznych wydarzeń – dodaje.

Rekonstrukcja jako samoedukacja

O ile niespecjalnie przekonany jestem o silnym edukacyjnym potencjale rozmaitych prezentacji, które grupy rekonstrukcyjne organizują przy okazji rozmaitych rocznic, to nie mam wątpliwości, że uczestnictwo w grupie odtwórstwa historycznego jest działaniem o charakterze samoedukacyjnym. Tomasz Szlendak poświęca edukacji historycznej w tej perspektywie cały rozdział swojej pracy i właściwie potwierdza moje przekonania:

Jednym z celów badań nad grupami rekonstrukcyjnymi była ocena ich potencjału edukacyjnego. Założenie leżące u podstaw tak sprofilowanej ewaluacji wynikało oczywiście z przekonania, że historia „podawana w sposób żywy i na żywo”, bez szkolnej sztywności czy akademickiego zadęcia, nienudna, będzie łatwiej przyswajalna dla uczniów i że skuteczniej będzie wpoić podstawy wiedzy o dziejach za pomocą rekonstruktora prezentującego te dzieje „na sobie”. […] Okazało się, że rekonstrukcja jest bardzo skuteczna jeśli chodzi o wpajanie wiedzy historycznej, jednak nie przez uczniów doświadczających odtworzeniowych praktyk, lecz przez samych odtworzeniowców.

Autor niejednoznacznie ocenia ten samodzielny proces zdobywania wiedzy, głównie z powodu jej charakteru: mówi o pop-edukacji, akcentując zainteresowanie historią sensacyjną, opowieściami z przeszłości pełnymi skandali, gwałtu i krwi. Z drugiej strony rekonstrukcje wymagają często wiedzy wysoce specjalistycznej. Co więcej:

[..] historia „po rekonstruktorsku” mieści też w sobie pozytywne elementy, których szkolnemu przekazowi w Polsce ewidentne brakuje: mikro-historie, elementy rozbudowanej historii społecznej, detale dawnej codzienności pozwalające ludziom ją zrozumieć.

W oczekiwaniu na książkę

Realizacja programu badawczego poświęconego polskiemu ruchowi rekonstrukcyjnemu zakończyła się w grudniu zeszłego roku. Udostępniony online materiał ma charakter roboczy – na co wskazują m.in. liczne błędy ortograficzne, chaotyczny skład i błędnie uzupełnione przypisy w niektórych częściach raportu. Czekając na książkę, która ma ukazać się na bazie tego materiału w 2012 roku, można już teraz zapoznać się z głównymi tezami tej analizy i w nowy sposób spojrzeć na polskie odtwórstwo historyczne.

Fot. Jacek Piwowarczyk, CC BY-NC-ND