W dobie kultury partycypacji, web 2.0 oraz uznania ważności historii i tożsamości lokalnych tradycyjne przewodniki stają się przeżytkiem. Prezentowana w nich spójna opowieść o tym, co w danej kulturze, miejscu, historii najlepsze i najważniejsze ustępuje pola spojrzeniu tubylca. Staje się subiektywna i przefiltrowana przez doświadczenie jednostki lub grupy. Autorzy zrzucają maskę neutralności, a do ich grona zaczynają dołączać dotychczasowi czytelnicy. Jako członkowie społeczności lokalnej, przechodnie lub turyści, dokładają swoje elementy do niejednorodnej mozaiki. Symbolem takiej fragmentarycznej, multimedialnej, tworzonej wspólnie, lecz zarazem osobistej narracji jest mapa, na którą jak na Google Maps naniesione są zdjęcia, filmy, komentarze i relacje.
W tym tekście chciałabym przyjrzeć się kilku projektom reprezentujących różne działania na przecięciu animacji kultury, historii, turystyki i mediów. Artykuł sam ma charakter subiektywnego i jak najbardziej wybiórczego przewodnika – zachęcam do jego współtworzenia i podejmowania własnych poszukiwań.
Warszawa inaczej opisana
Cuda Warszawy (The Wonders of Warsaw) to projekt zrealizowany w latach 2007-2008 przez brytyjskie stowarzyszenie Laundry, Grupę Studnia O., Stowarzyszenie „Katedra Kultury” i specjalizację „Animacja kultury” w Instytucie Kultury Polskiej UW. Idea „7 cudów świata”, też przewodnika dla starożytnych turystów, została przełożona na cuda bardziej swojskie i rozproszone: ukryte zjawiska codziennego życia miejskiego (jak pisze koordynator projektu, Brendan Jackson).
Mieszkańcom Warszawy zadano pytanie o to, co jest ich cudem Warszawy i dlaczego. Ich głosy – zapisane na specjalnie przygotowanych kartach, zbierane przez internet, nadsyłane SMS-em, spisywane podczas spotkań i warsztatów – złożyły się na rodzaj subiektywnego przewodnika po mieście. Słychać w nich turystyczny kanon – ponadjednostkowe wyobrażenie o tym, co powinno zostać zaliczone do wartego zachowania i propagowania dziedzictwa. Wyraża się on w silnej obecności miejsc takich, jak Łazienki (Spacery w parku między starymi drzewami i wsłuchiwanie się w szumy historii i czasu – dotyk Polski – Liisa), Trakt Królewski (Historyczna arteria miasta, która przetrwała próbę czasów i spełniła własną rolę w kulturze miasta, jest częścią jego życia, sztuki, architektury zabytkowej – Józek), Pałac Kultury (Po prostu jest taki odtrzaskany, zupełnie nie z tego świata – Filip). Pozornie dobrze znana narracja rozpada się jednak na osobowości opowiadaczy, jej porządek jest wyznaczany przez ich odczucia i doświadczenia. I tak Łazienki stają się zielonym terenem idealnym do odpoczynku, miejscem pięknym, którego powietrze pachnie muzyką i poezją (no i wiewiórki – po chwili dodaje Marek), i gdzie w restauracji Belvedere można się napić filiżanki czekolady.
Wystarczy przewrócić kilka kartek, a wielogłosowa impresja na temat zabytkowego parku spotka się z opowieścią o Dotleniaczu, kawiarni Tarabuk, kamienicy na Ząbkowskiej 13, rzece Wiśle i lwach-menorach przy Pomniku Bohaterów Getta. Jedno pytanie-klucz doprowadza do stworzenia mozaiki, w której miejsce, kultura i historia wchodzą ze sobą w zgoła nieoczekiwane relacje. Każde z nich nabrało dzięki temu nowych znaczeń, z zamkniętej i uporządkowanej struktury zmieniło się w otwartą sytuację tworzenia, ciągłego stawania się i uzupełniania, w której głos każdego z uczestników posiada równą wartość. Zadaniem animatorów było stworzenie warunków, które umożliwiłyby to uruchomienie i otwarcie.
Subiektywna mapa miejsca
Ponowne zamknięcie sytuacji wymusiły ramy czasowe projektu i wybór konkretnej formy prezentacji jego wyników (publikacja książkowa). Zamrażająca słowo i obraz technologia druku uniemożliwiła dalsze rysowanie mapy i rozszerzanie tworzonego wspólnie archiwum osobistych doświadczeń związanych z miejscem. Przeniesienie podobnych założeń do internetu – jak w przypadku strony Gdańsk odNowa czy, z większym naciskiem na wspólne archiwizowanie lokalnej, a więc jednak nie indywidualnie odczuwanej historii, portalu Mapa Kultury – pozwala na bardziej długoterminową realizację. Narzędzia i przestrzeń prezentowania własnych doświadczeń i wiedzy zostają oddane w ręce internautów, którzy w dużym stopniu sami decydują o kształcie informacji oraz żywotności projektu.
Z przewodnikiem w uszach
Innym przykładem zanurzonego w osobistym doświadczeniu przewodnika może być format zaproponowany w projekcie Szeptany Lublin realizowanym przez lubelskie stowarzyszenie Homo Faber. Hasło przewodnie projektu to Nie chcemy oprowadzać wszystkich. Oprowadzimy każdego z osobna!. Osoby zainteresowane zwiedzaniem mogą pobrać ze strony internetowej mp3 z nagraniem głosu przewodnika oprowadzającego słuchaczy po jednej z tras tematycznych (Spacer gender, Lublin żydowski, Lublin kryminalny, Lublin drukarzy, Lublin anarchistów, Lublin dla początkujących i wiele innych) oprowadzających po Lublinie z 1989 roku. Po załadowaniu pliku do telefonu lub odtwarzacza można wyruszyć w trasę – około 40-60 minut rozpoczynających się w konkretnym punkcie, z głosem przewodnika w uszach. Kazimierz Malinowski opowiada:
…wyobraź sobie dwudziestoletnich ludzi, którzy jedyne co pamiętają to kraj rządzony przez czerwonych. Oni byli strasznie nudni, banalni. Były tylko dwa programy czarno-białej telewizji. Nie widzieliśmy żadnych fajnych, sensownych perspektyw. Nie widzieliśmy żadnych sensownych perspektyw na życie w kraju, jeżeli ten stan rzeczy miałby trwać w nieskończoność. Na hasło państwo przychodziły nam na myśl najbardziej paskudne rzeczy. Przymus służby wojskowej, represyjność monopol władzy nieustannie w rękach tych zdziecinniałych dziadków z PZPR-u. Mieliśmy tego serdecznie dosyć i naszym pomysłem na nowe życie dla tego kraju była wizja tego wszystkiego do góry i zbudowania tego wszystkiego od podstaw. Dlatego wybraliśmy anarchizm…
(cytat zaczerpnięty ze strony internetowej projektu), a jego opowieść rozwija się wraz z trasą spaceru turysty. To inny rodzaj subiektywnego doświadczania historii i miejsca – osobowość autora / przewodnika spotyka się z osobowością zwiedzającego w tym samym miejscu, ale na różnych płaszczyznach czasowych. Pierwsza z nich to rok 1989, o którym opowiada autor trasy. Druga to moment jej tworzenia – wyobrażony przez słuchacza spacer autora tymi samymi ścieżkami, nagrywanie dźwięku. Trzecia to tu i teraz odczuwane przez turystę zwiedzającego Lublin ze słuchawkami w uszach. Spotykają się dzięki wspólnemu doświadczeniu miejsca, ciała (twój głos w moich uszach, mówiący do mnie na ty; twoje ciało w tym samym miejscu, w innym czasie) i medium (nadawca-komunikat-odbiorca). Dzięki temu jednokierunkowość przekazu nie zaciera wrażenia, że uczestniczymy w momencie wspólnoty, spotkania, a nawet wymiany (która może zajść także w przestrzeni komentarzy na stronie projektu). Subiektywność i cielesność jest tu wehikułem, dzięki któremu można pokonać dystans dzielący różne punkty w czasie.
Autentyczne, polityczne, egzotyczne
Jednym z rodzajów subiektywnego i lokalnego (a raczej ulokalnionego, umiejscowionego) opowiadania o miejscu i historii – do pewnego stopnia obecnym także w projekcie Szeptany Lublin – jest prezentowanie historii danego miejsca za pomocą konkretnego cięcia tematycznego. Może to być perspektywa jakiejś grupy, dotąd spychanej na margines dyskursu przewodnicko-historycznego (np. Kraków kobiet – przewodnik tematyczny, HomoWarszawa. Przewodnik kulturalno-historyczny), konkretnej dzielnicy (poWoli subiektywnie) lub tematyki – np. spacery śladami warszawskich społeczników organizowane przez Fundację Cultus i mapa społecznikowskich inicjatyw stworzona w ramach projektu Miasto Społeczne Warszawa. Cięcia odwołują się do tożsamości odbiorcy, jego sympatii i zainteresowań, przemawiając do niego za pomocą nowej, znacznie bardziej spersonalizowanej oferty. Niekiedy realizują przy tym politykę edukacyjną i promocyjną urzędu danego miasta lub instytucji. Innym razem jest to po prostu pomysł na biznes, jak w przypadku Communism Tours po Nowej Hucie, kiedy można się przejechać trabantem, ładą lub autobusem-ogórkiem, zjeść obiad w barze mlecznym i odwiedzić PRL-owskie mieszkanie. Historia prezentowana przez konkretne cięcie tematyczne staje się egzotyczna, a wycieczka ma umożliwić turyście zdobycie autentycznego doświadczenia – dotknięcie PRL-u.
Z bezdomnym po mieście
W takiej sytuacji ciężko nie zastanawiać się nad rolą zaangażowanych w akcję przewodników-lokalsów. Z jednej strony czekają na turystę jak punktowi podczas LARPa lub gry miejskiej. Z drugiej, są zwykłymi pracownikami firmy. Z trzeciej wreszcie, funkcjonują na zasadzie kolejnego obiektu muzealnego – odarci z podmiotowości, obnażeni przed bezlitosnym i prześlizgującym się po powierzchni wzrokiem bezwstydnego turysty. Jest to szczególnie dobrze widoczne w przypadku inicjatyw takich, jak projekt Unseen Tours, w którym bezdomni oprowadzają turystów po Londynie obiecując im spojrzenie na miasto od zupełnie innej strony, a sami zdobywają możliwość zarobku. Czy, jak chcą autorzy, mamy tu do czynienia ze wprowadzeniem wrażliwości społecznej do komercyjnych wycieczek turystycznych, czy też dalszym wykluczaniem i wykorzystywaniem osób oraz grup i tak wykluczonych, zamrożonych na potrzeby wycieczki w swojej tożsamości bezdomnego lub człowieka PRL-u?
Subiektywne przewodniki, trasy i realizujący je przewodnicy stają się coraz popularniejsze. Ich narzędziami są mapa, archiwum i trasa ujęta w wielorakie formy medialne. Te otwarte na interwencję, interpretacje i aktywne uczestnictwo zdają się stanowić ciekawą alternatywę dla instytucjonalnego dyskursu przewodnickiego. Pozostałe domagają się czujności i podejrzliwości turysty – jeśli w turystyce, także tej lokalnej, jest na to miejsce.
Fot. Unseen Tours: London’s Street Voices, CC-BY-NC Michael Caroe Andersen
• • •
O ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.
Redakcja zastrzega sobie prawo edycji lub usunięcia komentarza, jeśli jego treść nie odnosi się do treści artykułu lub narusza zasady netykiety. Komentarze są moderowane.
Crazy Guides to faktycznie pierwsze jaskółki alternatywnej turystyki w Polsce, dlatego zasługują na swoje miejsce w tekście za który dziękuję. Pomysłodawcy nie łudzili jednak nigdy obietnicami głębi autentycznego przeżycia PRLu. Wtedy polegliby z kretesem. Siłą tego dobrze zbilansowanego, marketingowego produktu było sformatowanie go od początku w łatwoprzyswajalna, wziętą w cudzysłów absurdu szaloną turę po księżycowym krajobrazie Nowej Huty. Inspiracją dla pomysłodawców nie był Dekalog Kieślowskiego lecz Bareja.
Myślę, że popełniamy duży błąd łącząc inicjatywę Unseen Tours z innymi pozornie podobnymi akcjami. Nie proponuje się tu jednak warsztatów dla cierpiącej na emocjonalną anemię neoburżuazji. Nie ma to nic wspólnego ze zbieraniem petów z rynsztoków niebezpiecznych dzielnic pod wodzą bezdomnego – protektora i cyrkowej małpki jednocześnie. Wtedy owszem, mielibyśmy do czynienia ze zjawiskiem, o którym pisze autorka tekstu. Bliższe przyjrzenie się londyńskiemu projektowi odsłania jego mądry, społeczny rodowód, pokazuje też, że punkt ciężkości nie spoczywa na osobie lecz opowieści. Bezdomni wyposażani są podczas trzymiesięcznych przygotowań w kompetencje przewodników,ich zadaniem jest opowiadanie o historii Londynu, nie najlepszych miejscówkach do żebrania. Program nie jest oparty na epatowaniu egzotyką. Ma pokazywać nieracjonalność społecznych barier i ułatwiać ich przekraczanie. Służy temu możliwość bezpośredniego kontaktu zabezpieczonego kontekstem wycieczki. Z punktu widzenia bezdomnych program daje możliwość częściowej asymilacji społecznej, nie stawiając za warunek rezygnacji z nomadycznego, pozasystemowego trybu życia, który w wielu przypadkach jest wyborem, nie koniecznością.
Londyński projekt opiera się na procesie, jest więc zaprzeczeniem hibernacji w społecznych rolach.
Pani Magdaleno, bardzo dziękuję za te uwagi, dodały kilka nowych kontekstów. Zgadzam się z nimi, ale nie do końca:-)
Bo jeśli się zastanowimy nad grupami docelowymi czy też po prostu osobami zaangażowanymi w działanie, to sytuacja nam się zmieni. Jeśli Crazy Tours to Bareja, to tylko dla polskiego odbiorcy – ich wariant anglojęzyczny będzie już raczej egzotyczny i autentyczny?
W kwestii Unseen Tours podobnie – to, co może być projektem społecznym adresowanym także (a może przede wszystkim) do przewodników, ma także swoich odbiorców – uczestników wycieczek. I tutaj sytuacja się komplikuje, bo jakie są ich motywacje? Poznanie „innego” Londynu? Wsparcie szczytnej inicjatywy? Czy w ich odbiorze nie następuje jednak wspomniana przez Panią hibernacja w społecznych rolach?
Pani Anno, zdaniem jednych wczoraj na Placu Konstytucji tłukli faszyści, dla innych byli to lewacy – naturalnym jest, że na najróżniejsze interpretacje tych samych faktów nie będziemy mieć wpływu. Chyba tu się mijamy – Pani pisze o niechlubnych interpretacjach założeń, ja o założeniach samych. Myślę jednak, że uczciwość i przemyślana konstrukcja projektu Unseen Tours, inspirująca rozwój osobisty bezdomnych i zbliżająca do społecznej integracji nie może być podważona.
Co więcej, spotkanie z bezdomnym, który ma wielokrotnie bogatszą historyczną wiedzę niż słuchacz służyć może wyłącznie przekraczaniu ról i stereotypów. Nawet gdy, co zapewne jest częstym przypadkiem, punktem wyjścia sytuacji komunikacyjnej będzie sensacyjno-klasowa ciekawość bezdomnego Londynu.
Co do Crazy Guides zaś – moje skromne doświadczenia z obcokrajowcami wskazują, że ironia znakomicie wychwytywana jest niezależnie od narodowości. Snobizm na postkomunizm sprawił, że kompetencje młodych ludzi w deszyfrowaniu absurdu mają się szczególnie dobrze. Zaś Crazy Guides podają uczciwie wprost, na talerzu z napisem ‚Społem’, przekaz o umowności tego co robią.
Jasne, z egzotyką ma Pani rację, jednak już trudno o dwa bardziej odległe sobie pojęcia niż ‚egzotyka’ i ‚autentyzm’. to jednak obszar postkolonialnych dyskursów, na które tu ani czas ani miejsce. :)
[...] Czytaj dalej na blogu Historia i Media. This entry was posted in Anna Rogozińska, lokalnie and tagged alternatywne przewodniki, animacja kultury, google maps, mapowanie by Anna Rogozińska. Bookmark the permalink. [...]