Self-publishing w świecie nauki
Elektroniczne publikacje: ebooki, e-magazyny, e-prasa są wszechobecne. Zrewolucjonizowały branżę wydawniczą i zapoczątkowały nowy czytelniczy trend, który w skrócie można określić takimi przymiotnikami, jak: taniej, wygodniej, mobilniej. Ta cyfrowa rewolucja, porównywana czasami do skonstruowania maszyny drukarskiej przez Gutenberga, dotknęła niemal wszystkich płaszczyzn życia społecznego. Od komercyjnego rynku książki, poprzez edukację, biblioteki, urzędy, na świecie nauki kończąc.
To właśnie nauka najchętniej i najszybciej wkroczyła w erę elektronicznych książek, wykorzystując ich potencjał dla własnego rozwoju. Nauka nigdy nie jest statyczna – nieustannie się przekształca pod wpływem nowych danych, informacji, odkryć, teorii, tez. W pewnym momencie druk stał się medium zbyt wolnym i dostosowanym do tempa zmian. Uzupełnienie jednej publikacji o nowe dane to nie tylko wysiłek redaktorski i wydawniczy. To również kalkulacja, czy dla kilku nowych informacji opłaca się wznawiać daną pozycję. W przypadku elektronicznych książek ten problem znika. Wydanego już raz ebooka łatwo zredagować i odświeżyć, a aktualizacja pojawi się natychmiast, również w pozycjach już przez kogoś zakupionych.
Ebookowa rewolucja
Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że świat nauki czekał na pojawienie się ebooków. Naukowcy od momentu, w którym technologia dała im taką możliwość, wymieniają się swoimi osiągnięciami właśnie za pomocą elektronicznych dokumentów, które nie znają granic i dla których przestrzeń nie gra roli. Jednak popularyzacja ebooków pozwoliła nauce na lepszą ekspozycję jej osiągnięć i łatwiejszy kontakt z zewnętrznym odbiorcą. Dała również nowy impuls procesowi edukacji i zreformowała podejście do obrotu danymi. Doskonale widać to w Stanach Zjednoczonych, mekce ebooków, gdzie 94 procent uniwersyteckich bibliotek oferuje oferuje elektroniczne woluminy, a wiele z nich zupełnie rezygnuje z papieru na rzecz publikacji cyfrowych. Zjawisko to powoli obejmuje również polską naukę – warto wspomnieć chociażby o planowanej bibliotece Politechniki Wrocławskiej, w której nie znajdzie się ani jedna kartka papieru.
Ebookowej rewolucji towarzyszy również inne zjawisko, które można nazwać „wyzwoleniem pióra”. Mowa oczywiście o self-publishingu. W tradycyjnym, papierowym modelu wydawniczym przestrzeń między autorem a odbiorcą upstrzona jest wieloma przeszkodami. Autor po skończeniu swojego dzieła musi wysłać je do wydawnictwa, które po analizie albo je przyjmuje, albo odrzuca. Już na tym etapie autor niejednokrotnie musi „wychodzić” swoją szansę na publikację. Gdy wydawnictwo materiał przyjmuje, rozpoczyna się cały proces korekty, składania książki, która w formie produkcyjnej trafia do drukarni. Stąd ponownie wraca do wydawnictwa, które stara się sprzedać daną pozycje za pośrednictwem księgarń – dawniej tych fizycznie istniejących, obecnie również wirtualnych. Ponieważ w całym tym procesie udział bierze niezliczona liczba pośredników, początkowo szczęśliwy autor, którego dzieło trafiło do sprzedaży, przestaje być tak radosny, gdy zaczyna podliczać zyski. Standardowo pisarz może liczyć na 7-10 procent kwoty, za którą zostanie sprzedana jego książka.
Ten model niezachwianie determinował to, co trafia do księgarni, a tym samym to, co czytają ludzie. Rzesze niepoznanych nigdy autorów czekały na swoją kolej. Niektórzy starali się wydawać swoje książki własnym sumptem, niemniej jednak w większości przypadków było to działanie skazane na porażkę. Do czasu pojawienia się ebooków.
Czytelnik decyduje
Okazało się, że dzięki cyfrowej naturze bez wysiłku można pominąć wydawnictwo, samemu tworząc i wydając ebooka, skupiając się tylko i wyłącznie na doborze dystrybutora. Przewróciło to do góry nogami rynek wydawniczy na całym świecie. Przede wszystkim autor nie traci na rzecz wydawnictwa praw autorskich do dzieła. Nie będąc związanym z jednym wydawcą, dzięki globalnej naturze e-publishingu, może sprzedawać swoje dzieło za pomocą dziesiątków, jak nie setek różnych dystrybutorów, krajowych i zagranicznych. Zmienił się również poziom wynagrodzenia – w self-publishingowym modelu autor dostaje od 50 do 65 procent ceny sprzedanej kopii. Autor sam ustala, za ile jego książka będzie sprzedawana. Może to być 20 złotych, może 10, a może być to symboliczna złotówka.
Niebagatelne znaczenie ma fakt, że całkowicie nieistotny staje się problem i koszt nakładu – raz wydaną kopię elektronicznej książki można pobierać bez końca. Ale najważniejsza zmiana, jaka się dzięki temu procesowi dokonała, niewidoczna czasami na pierwszy rzut oka, to skrócenie dystansu między autorem książki a jej odbiorcą. W self-publishingu to czytelnik decyduje, co chce czytać i czyje teksty chce czytać. To czytelnik jest pierwszym i ostatnim sędzią nad pisarzem. Od jego wyroku zależy, czy książka wybije się na listę bestsellerów, czy spocznie na dnie Internetu. Tym samym rola wydawcy, jako pierwszego recenzenta, producenta i nierzadko dystrybutora, przestaje mieć znaczenie.
Komercyjny self-publishing podbija serca czytelników na całym świecie, ponieważ uwolniony został niesamowity potencjał, a rynek zalała fala nowych tytułów prosto spod pióra nieznanych do tej pory autorów. Jak jednak zjawisko to funkcjonuje w świecie nauki? Tutaj sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, musi być bowiem rozpatrywana na dwóch oddzielnych płaszczyznach: książek i artykułów naukowych.
Open Access
Na początek zajmijmy się artykułami naukowymi, ponieważ w dzisiejszych czasach to właśnie artykuły naukowe stanowią o dorobku naukowca, rzadziej pozycje książkowe. Aby dany artykuł mógł zasilić naukowe konto autora, musi pojawić się w periodyku o określonym prestiżu, który wyraża się za pomocą punktów przyznawanych albo przez dany kraj, albo – w skali międzynarodowej – za pomocą tzw. Impact Factor, czyli współczynnika oddziaływania. Ta sytuacja, poza cyfrowymi kanałami dystrybucji, nie ma żadnego związku z self-publishingiem.
Nie zawsze jednak powodem dla publikowania musi być zdobycie punktów do dorobku naukowego. Naukowcy z różnych dziedzin mogą sami wydać swoje artykuły, które pozostaną w szeroko pojętym obiegu naukowym. Mogą wykorzystać model self-publishingu i wydać własny artykuł w sposób komercyjny lub pozakomercyjny. Bardzo rzadko zdarza się, aby artykuły naukowe od razu trafiały do obiegu komercyjnego; najczęściej stosowaną metodą jest wejście w obszar tak zwanego Open Access.
Zjawisko Open Access wyrosło z założenia, że dostęp do naukowej wiedzy nie powinien być reglamentowany poprzez cenę czy dotychczasowe kanały dystrybucji, jakimi są punktowane periodyki naukowe. Ideą stojącą za OA jest wolny dostęp do wiedzy dla każdego w myśl zasady, że im społeczeństwo ma większą wiedzę i lepszą informację, tym lepiej się rozwija. Open Access, który nabrał w ostatnich latach charakteru ruchu społecznego, szczególnie spopularyzowany jest w świecie nauki i edukacji właśnie. Dzięki temu modelowi można wydać własny artykuł bezpośrednio lub za pośrednictwem niezależnego periodyku i udostępnić go za darmo. Jest to model typowo niekomercyjny, ale mający niezwykle istotne znaczenie również w obrębie samego science. Stanowi sposób na wymianę tez, teorii, doświadczeń i odkryć na szeroką, niczym nieograniczoną skalę. Jest również szansą na tworzenie wielkich archiwów i baz danych nauki.
Self-publishing w nauce
Reasumując, w przypadku artykułów naukowych trudno mówić o komercyjnym self-publishingu, ponieważ tego typu artykuły z założenia pisane są pod kątem dorobku naukowego. Dlatego najpopularniejszą formą samo-publikowania z pominięciem dotychczasowych kanałów dystrybucji może być i jest model Open Access. Na razie model ten jest słabo rozpowszechniony w Polsce, chociaż w ostatnich latach zaczyna się to zmieniać. Od niedawna wdraża go np. Polska Akademia Nauk.
Powstają również serwisy i wydawnictwa, które mają charakter quasi-otwarty. Naukowcy mogą publikować w nich materiały za darmo, ale nie uzyskują z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. Od tradycyjnego modelu Open Access różni się to tym, że część materiałów (ze względu na ich wyższe walory naukowe) jest odpłatna i stanowi zysk serwisu, który albo dzieli się nim z autorem, albo zachowuje go w całości dla siebie. Tego typu serwisy pozwalają na publikację własnego dorobku, jednak nie dają większej szansy na komercyjny sukces. W bardzo podobnym do opisanego modelu funkcjonuje chociażby polski serwis e-wydawnictwo.eu, który ma potencjał w przyszłości stać się olbrzymią bazą wiedzy i ośrodkiem wymiany myśli.
Inaczej wygląda sytuacja w przypadku publikacji książkowych, z kilku powodów. Przede wszystkim takie publikacje w łatwy sposób nadają się do komercyjnej sprzedaży wykraczającej poza obieg naukowy, czy to w formie podręczników, czy monografii, czy po prostu opracowań jakiegoś zagadnienia. Dodatkowo, jeżeli dany tytuł w Polsce posiada naukową redakcję, można zaliczyć go do dorobku naukowego. Poza tym obieg pozycjami książkowymi nie został tak zinstytucjonalizowany, jak w przypadku artykułów naukowych. Autor sam może wybrać wydawcę, choć w praktyce najczęściej wybiera wydawnictwo uniwersyteckie (ze względu na publiczne dotacje). W świecie książki model self-publishignowy jest dużo łatwiejszy do wdrożenia.
Wydawałoby się, że swoboda, jaką daje self-publishing, powinna zachęcać naukowców do samodzielnego publikowania własnych pozycji. Niestety, w przypadku naszego rodzimego rynku sytuacja jest zgoła odmienna. Postanowiłem przeanalizować najpopularniejsze polskie komercyjne serwisy self-publishingowe pod kątem książek o charakterze naukowym, w szczególności historycznym:
Serwis | Publikacje naukowe | Publikacje historyczne |
---|---|---|
Virtualo.pl | 3 | 1 |
Wydaje.pl | 5 | 3 |
RW2010.pl | 0 | 0 |
Poczytaj.to | 0 | 0 |
BezKartek.pl | 3 | 0 |
You-book.pl | 1 | 0 |
Suma | 12 | 4 |
Na 7 serwisów self-publishingowych udało mi się znaleźć zaledwie 12 publikacji naukowych, w tym tylko 4 historyczne. Dla porównania: w ubiegłym roku wydano 13 015 książek naukowych, w tym 1 103 książki historyczne, nie licząc historii sztuki. Samych podręczników do historii wydano 72. Widać stąd wyraźnie, że self-publishing wciąż jest czymś mało znanym polskim autorom książek naukowych. Skądinąd nie dotyczy to samych elektronicznych publikacji, wystarczy spojrzeć chociażby na serwis ibuk.pl, na którym można znaleźć setki książek z różnych dziedzin naukowych. Są to jednak zdigitalizowane wersje papierowych wydań. Tymczasem ich autorzy mogliby sami pokusić się o wydanie własnej książki. Dlaczego tak jest i czy na self-publishingu można zarobić?
Błyskawiczne fortuny
Przyczyn obecnego stanu rzeczy jest naprawdę wiele, ale gdyby chcieć wyrazić je jednym zdaniem, wystarczyłoby powiedzieć, że polski rynek elektronicznych publikacji jest po prostu bardzo mały. Według moich własnych, szacunkowych wyliczeń, sprzedaż e-książek w Polsce to zaledwie 0,4 procent całkowitej sprzedaży w branży wydawniczej. Według ostrożnych prognoz w tym roku branża e-publikacji zarobi zaledwie 12 mln zł. W samym tylko ubiegłym roku w Niemczech zarobiono na ebookach 84 mln zł, zaś w USA – około 2,6 mld zł (prawie tyle, co cała nasza branża wydawnicza).
Rozwój self-publishingu jest nieodrodnie związany z tym, co dzieje się w całej e-publishingowej branży. Jeżeli branża zamiast pędzić powoli kuśtyka, tak samo jest i będzie z self-publishingiem. Nie dlatego, że brakuje osób, które chciałyby same wydawać swoje książki, ale dlatego że rozwinięty e-publishing to nie tylko kwestia zysków dla wydawców, autorów i dystrybutorów, lecz przede wszystkim zmiana zwyczajów czytelniczych. Ebooki inaczej się kupuje, inaczej czyta, inaczej traktuje. Do ich obsługi potrzebne są również inne technologie. Jeżeli tytułów jest mało i są drogie, to trudno, aby e-czytanie popularyzowało się. W krajach, gdzie ebooki nie są formą ekstrawagancji, lecz masowym produktem dla każdego, self-publishing przeżywa prawdziwy boom. Czytelnicy w takich krajach przyzwyczajeni są do tego, że mogą łatwo i szybko kupować oraz pobierać książki, a głód nowych pozycji jest dużo większy. Wkraczający na tak podatny grunt samo-wydający się autorzy mają większe szanse na odniesienie sukcesu, a i jest ich po prostu więcej. Mała popularność ebooków w Polsce przekłada się również na brak świadomości, że obecnie samemu, niskim kosztem, można wydać książkę i na tym zarobić.
Bo na self-publishingu zarobić się da, i to bardzo dobrze. W sferze typowo komercyjnych publikacji dla każdego warto przytoczyć przykłady błyskawicznych milionerów, których tanie e-książki szybko osiągnęły status bestsellerów, przynosząc im wielkie pieniądze: Janet Evanovich i Kathryn Stockett. Jak zawsze, liczy się skala.
Digitalizacja w edukacji
Również na naukowym self-publishingu można zarobić, szczególnie na rynku edukacyjnym. Umasowienie elektronicznych publikacji doprowadziło do głębokich zmian w postrzeganiu procesu nauczania. W Stanach Zjednoczonych elektroniczne podręczniki stają się standardem, zaś czytnik lub tablet nieodłącznym narzędziem ucznia, zastępującym mu plecak. USA nie są jednak wyjątkiem – do 2015 roku Korea Południowa ma całkowicie zrezygnować z papieru w podstawówkach i liceach.
Te edukacyjne zmiany docierają powoli także do Polski. Nie tak dawno Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło projekt rozporządzenia nakazującego wydawcom podręczników tworzenie ich cyfrowych kopii, co ma być wstępem do digitalizacji nauczania w Polsce. To, co na poziomie uniwersyteckim pojawiło się oddolnie, teraz przechodzi w dół drabiny oświatowej.
Podsumowując można rzec, że w perspektywie najbliższych kilku lat self-publishing w naszym kraju będzie rósł w siłę i coraz więcej ludzi będzie sięgało po książki właśnie z tego źródła. Tylko w ostatnich kilku miesiącach pojawiły się dwa nowe serwisy. Coraz więcej Polaków wie, czym są ebooki i chce je czytać. Aby jednak odnieść sukces, dobrze jest pamiętać o kilku rzeczach.
Przede wszystkim cena
Jedną z największych zalet self-publishingu, która bardzo często decyduje również o popularności publikacji, jest cena. Należy realistycznie przeanalizować, jakie wpływy pragnie się uzyskać ze sprzedaży jednej kopii własnej książki, i ustalić tak cenę, aby osiągając własne cele nie odstraszyć ewentualnych nabywców. Cała potęga self-publishingu tkwi w tym, że ceny książek są tańsze, odpada bowiem cały proces produkcji i pozostaje tylko marża dla dystrybutora. Warto o tym pamiętać.
Istotny jest także dobór odpowiedniego serwisu. Wprawdzie w rękach autora pozostają jego prawa do tytułu i nie ma większych ograniczeń w ilości kanałów dystrybucji, należy jednak zwrócić uwagę, które serwisy oferują kampanie promocyjne oraz jakimi dysponują kanałami sprzedaży. Polski rynek jest wciąż w fazie rozwoju, ale ebook to globalny twór. Wystarczy przetłumaczyć swoją książkę na język angielski i nagle u stóp autora stoi cały świat. Warto więc pomyśleć o zagranicznych serwisach ebookowych oferujących self-publishing, takich gigantach, jak Amazon czy Barnes and Noble.
Równie ważna jest kwestia promocji. Środowiskiem naturalnym elektronicznej książki jest internet. I właśnie tam najlepiej jest promować swoją publikację, korzystając z możliwości, jakich dostarczają różne portale, fora i serwisy społecznościowe.
Dobra książka, rozsądna cena, popularny polski lub zagraniczny serwis, promocja – kompilacja tych czynników to prosta ścieżka do dobrej sprzedaży. Ostatecznie werdykt wydadzą sami czytelnicy.
Self-publishing daje dzisiejszym naukowcom wielkie możliwości: to szansa na sukces komercyjny, faktyczne przejęcie kontroli nad własną publikacją na poziomie wydawniczym, dystrybucyjnym i cenowym a także możliwość łatwego dzielenia się rezultatami własnych badań na szeroką skalę. Model ten stanowi świetne rozwiązanie szczególnie dla młodych naukowców, którzy dopiero budują swoją uniwersytecką karierę i markę własnego nazwiska. Nie zaszkodzi spróbować.
Kamil Mizera jest autorem bloga o e-publishingu w Polsce i na świecie – „Litera lubi cyfrę”.
Pozostańmy w kontakcie! Zachęcamy do subskrybcji newslettera oraz korzystania z profilu Historia i Media na Facebooku i Twitterze.