Google wpływa na naszą pamięć

Doktor Betsy Sparrow z Columbia University przekonuje, że rozwój internetowych wyszukiwarek wpływa na to, w jaki sposób ludzki mózg zapamiętuje informacje. Artykuł Sparrow został opublikowany w jednym z niedawnych wydań Science.

Sparrow twierdzi, że nasze mózgi zapamiętując polegają na internecie na takiej samej zasadzie jak na pamięci naszych przyjaciół, członków rodziny czy współpracowników. Okazuje się, że lepiej pamiętamy to, gdzie można znaleźć określoną informację niż zapamiętujemy ją samą. Zapominamy z łatwością to, co możemy bez trudu w razie potrzeby odszukać w internecie. Informacja, która może być łatwo przypomniana nie zasługuje na zapamiętanie.

Internet stał się podstawowym interfejsem pamięci transakcyjnej (transactive memory), pamięci, w której informacje nie są bezpośrednio przez nas zapamiętywane, ale bezpiecznie dostępne w zbiorowym zewnętrznym zasobie (grupa współpracowników, rodzina, internet), gdzie mogą być bez trudu odnalezione i przyswojone.

Tezy Sparrow zostały podparte czterema eksperymentami psychologicznymi. Jej zdaniem wyniki badania sugerują konieczne zmiany w tradycyjnym pamięciowym modelu edukacji, który w dobie internetu i błyskawicznego dostępu do informacji staje się anachroniczny. Co więcej, według niej współczesny człowiek już instynktownie myśli o komputerze i internecie, kiedy tylko pojawia się potrzeba znalezienia jakiejś informacji: We are becoming symbiotic with our computer tools, growing into interconnected systems that remember less by knowing information than by knowing where the information can be found.

Sparrow podkreśla, że pamięć transakcyjna towarzyszy ludziom od zawsze, a internet jest jedynie nową przestrzenią jej funkcjonowania. Raczej nie ma sensu doszukiwać się tu rewolucji, tak jak chcieliby tego autorzy komentarzy o sensacyjnych tytułach (Poor memory? Blame Google, Google is gradually killing our Memory Power, says Study).

Dość ciekawe byłoby odniesienie tez doktor Sparrow do problemów zbiorowej pamięci przeszłości, zapośredniczanej przez internet. Przestrzenią analizy mogłaby być choćby recepcja i wykorzystywanie historycznych haseł w Wikipedii, tworzonych kolektywnie, a przez popularność serwisu mających chyba znaczny wpływ na stan społecznej wiedzy i wyobrażeń o przeszłości. Czy nie jest tak, że wspominając choćby powstanie warszawskie posługujemy się głównie ogólnymi obrazami generowanymi w kinie i telewizji ze świadomością, że wiedza o konkretnych historycznych faktach jest bezpiecznie dostępna na znanych nam stronach Wikipedii? Czy w dyskusjach historycznych w internecie prosty link do zewnętrznej strony nie wystarcza nam za argument? Wiedząc, że gdzieś tam są niezbędne informacje nie zadajemy sobie trudu ich poznania i zapamiętania, skoro w razie potrzeby bez problemu możemy je przytoczyć. W takiej sytuacji zupełnie wystarcza nam posługiwanie się pojęciami, sloganami, linkami. Ciężar wiedzy, faktów, dowodów przerzucamy na Google.