Czytnik ebooków narzędziem dla historyka?
Popularność czytników ebooków rośnie, zwiększają się też ich możliwości. Czy jednak te narzędzia sprawdzają się w pracy naukowej? Oto kilka problemów, na które warto zwrócić uwagę podejmując decyzję o kupnie czytnika:
Problem #1: Treści i formaty
Czytnik bez treści, z której można skorzystać, jest tylko bezużytecznym gadżetem. Kupując takie urządzenie warto wiedzieć, jakie formaty publikacji elektronicznych jest on w stanie odczytywać i z jakich źródeł mogą one pochodzić.
Dla historyka korzystającego z baz artykułów naukowych takich jak JSTOR czy Project Muse kluczowa będzie kwestia możliwośći wyświetlania plików PDF. Również polskie bazy naukowe udostępniające artykuły w modelu Open Access (np. uruchomione niedawno Repozytorium Centrum Otwartej Nauki czy projekt Otwórz książkę) wykorzystują ten format. Chociaż w internecie znaleźć można wskazówki dotyczące przekształcania plików PDF z baz naukowych na otwarty format ePub, obsługiwany przez większość czytników (jedną z takich porad znaleźć można na tej stronie), jednak nie są one skuteczne w każdej sytuacji.
Polskie biblioteki i archiwa cyfrowe powszechnie udostępniają swoje zasoby w formacie DjVu. Format ten charakteryzujący się dość wysokim poziomem kompresji, odznacza się także na tle innych systemów zapisu swoim charakterem open source. Jednak żaden z głównych czytników dostępnych na rynku nie jest w stanie (lub raczej nie chce) otwierać plików tego formatu. Tym nielicznym, które posiadają tę funkcjonalność (jak rosyjski PocketBook czy iRiver), brak niestety wszystkich opcji dostępnych w czytnikach Sony czy Amazonu, a i ich cena jest wyższa. Dodatkowo, z powodu specyfiki wyświetlania, przydatny byłby ekran o przekątnej większej niż 6 cali – iRiver nie posiada jak na razie takich modeli w swojej ofercie, a 9,7-calowy PocketBooki Pro 902 i 903 to, podobnie jak Kindle DX, już całkiem duże urządzenia. Rozwiązaniem pozostaje konwersja – czy to na format PDF, czy AZW. Przydatną tabelę, pokazującą, jaki plik możemy skonwertować i jakiego programu będziemy do tego potrzebowali, można znaleźć tu.
Zarówno Project Gutenberg, jak i archive.org oferują umieszczone na swoich serwisach książki i materiały w wielu formatach. Project Gutenberg oferuje kompleksowe porady, jak zaimportować książki do czytnika czy nawet iPada. I tu na prowadzenie wysuwa się Kindle, do którego serwis oferuje dedykowany format. Na przeglądanych książkach czy artykułach możemy nanosić nasze komentarze i notatki.
Nawet jeśli korzystamy z czytnika pozwalającego na łączenie się z Internetem, wciąż nie możemy korzystać z płatnych baz artykułów naukowych. Konieczne jest w tym przypadku skorzystanie z komputera, na który przypisano dostęp do bazy, zalogowanie się, ściągnięcie plików i zaimportowanie ich na czytnik za pomocą kabla USB lub poprzez wysłanie ich na przydzielony nam adres mailowy.
Problem #2: DRM
Badania przeprowadzone w 2006 roku wykazały, że restrykcyjne użycie DRM przez wydawców znacznie ogranicza wykorzystanie naukowych ebooków. Zabezpieczenia wprowadzają restrykcje dotyczące liczby urządzeń, na których może być otwarty określony plik, czy blokują możliwość drukowania. Na szczęście praktyka stosowania tych zabezpieczeń zmienia się (Amazon przechodzi z twardego DRM na bardziej liberalną wersję tego systemu).
Problem #3: Internet
W pracy naukowej przydałby się oczywiście Internet. Można kupić czytnik Kindle w wersji z odbiornikiem Internetu 3G, który jest darmowy w ponad stu krajach świata (w tym w Polsce). Jakość przeglądarki internetowej czytnika może pozostawiać wiele do życzenia, jednak wystarcza ona w zupełności do przeglądania stron, w tym również wielu przydatnych dla historyka baz danych, jak np. Vindolanda Tablets (lecz nie tych, które wykorzystują technologię Flash; stąd biorą się częste kłopoty przy korzystaniu np. z Métis Archival Project.) Dzięki ciągłemu, darmowemu dostępowi do Internetu możemy w każdej chwili skorzystać ze słownika on-line, czy też po prostu sprawdzić naszą pocztę w czasie pracy w archiwum czy bibliotece. Jednak w wielu tych instytucjach dostępne są sieci Wi-Fi, do których dostęp dają nam też konkurencyjne czytniki.
Wykorzystanie naukowych ebooków na Uniwersytecie Kalifornijskim, UC Libraries Academic e-Book Usage Survey Report
Problem #5: Użyteczność
A jednak w całej tej beczce miodu jest miejsce na łyżkę dziegciu. Podstawowe modele czytników obsługujących pliki PDF (takie jak np. Kindle) oferują zazwyczaj ekrany 6-calowe. Przeglądanie takich plików na tak małym ekranie jest utrudnione. Możemy w każdym momencie przybliżyć widok, jednak przy zmianie strony czytnik powróci do wyświetlania całej strony. Jest to więc uciążliwe w przypadku artykułów zawierających wiele ilustracji lub po prostu złożonych (tu: raczej „opublikowanych”) za pomocą małej czcionki. Pewnym rozwiązaniem takiej sytuacji jest możliwość przełączenia widoku z pionowego na poziomy, dzięki czemu widzimy około 1/3 strony naraz.
Wygodniejsze przeglądanie plików PDF oferują czytniki z ekranami o większej przekątnej, takie jak np. Kindle DX (9,7 cala), jednak ich cena jest już znacznie większa. Z drugiej jednak strony czytnik z takim ekranem nie jest już tak poręczny.
Nawet mając możliwość korzystania z Wi-Fi, na czytniku nie możemy pobierać plików bezpośrednio z JSTORa i innych tego typu repozytoriów artykułów naukowych. Musimy zalogować się do bazy na naszym komputerze i przenieść artykuły na czytnik za pomocą kabla USB lub poprzez wysłanie ich na przydzielony nam adres mailowy. Także przeglądarki internetowe są jeszcze dość powolne i zawierają tylko podstawowe funkcje – w Kindle wciąż umieszczona jest ona w menu „Experimental”. Z powodu ograniczeń technologii e-ink strony zmieniają się dość powoli, choć trzeba przyznać, że w porównaniu z konkurencją i poprzednimi modelami Kindle’a wersja z numerem 3 wypada naprawdę nieźle.
Przy wszystkich tych zastrzeżeniach i obawach trzeba jednak dodać jedno: czytnik po prostu sprawdza się w praktyce. W codziennej (ciężkiej przecież!) pracy historyka leciutkie i poręczne urządzenie okazuje się być nieocenioną pomocą. Możliwość zabrania ze sobą pokaźnej bazy artykułów, książek i źródeł potrzebnych do pracy, przeglądania ich i adnotowania, a także dostęp do Internetu w niemal każdym miejscu są trudne do przebicia. Dodatkowo baza ebooków (także historycznych czy archeologicznych) jest pokaźna, a wiele z nich można nabyć w całkiem przystępnych cenach. Stąd też taki czytnik stał się szybko stałym towarzyszem mojej pracy i… źródłem relaksu (nie zapominajmy, że na jego dysku zmieści się wiele powieści!). Spośród wszystkich tych czytników na pierwsze miejsce wysuwa się Kindle – konkurenci długo nie będą mogli jeszcze przegonić jego funkcjonalności.
Alternatywa? Jedynymi urządzeniami, które mogą równać się bądź przewyższać produktywność czytnika są tablety. Jednak ich cena jest niemal czterokrotnie wyższa (w wypadku oferującego najwięcej opcji Apple iPad), a ich wyświetlacze produkowane są w technologii LCD, co można uznać jako zaletę, bo wyświetlają obraz w kolorze, ale też i wadę – odbijają światło i szybciej męczą oczy. Brakuje w nich także dostępnego niemal wszędzie darmowego Internetu. Jesteśmy skazani bądź na abonament, bądź na punkty dostępu Wi-Fi. Jednak tablety to już mikrokomputery – ich zadanie jest zgoła inne. Najnowsza wersja Kindle’a czyni go, przy jego stosunku ceny do oferowanych możliwości, pożądanym towarzyszem bibliotecznych i archiwalnych wypraw.
Problem #6: Przypisy
Dodatkowym problemem stają się przypisy. W ebookach brak sztywnej numeracji stron, a ponieważ w czytnikach takich jak wspomniany Sony Reader można dowolnie zmieniać wielkość tekstu, ten sam fragment może u różnych użytkowników pojawić się w zupełnie innym miejscu.
Pojawiło się kilka koncepcji zaradzenia temu problemowi. Modern Language Association’s MLA Handbook (jeden z głównych podręczników stylu akademickiego w USA) proponuje traktować ebook jak plik umieszczony w Internecie, zaś w przypisach do niego odnosić się do numeru sekcji lub akapitu. Problem w tym, że niewiele publikacji posiada taką numerację. Wyjątkiem, który może wyznaczyć przyszłe trendy, jest praca J. Reagle, który swoją książkę na temat Wikipedii zaopatrzył w takową numerację. Chicago Manual of Style proponuje zaś oprócz powyższego systemu dodać w przypisie fragment tekstu, który czytelnik będzie mógł wyszukać w swoim ebooku i tym sposobem trafić na cytowany fragment. Dodatkowo podręcznik ten zaleca podanie w zapisie informacji o rodzaju czytnika, którego używamy. Wszystko to pięknie, cóż jednak w sytuacji, jeśli korzystamy z drukowanej edycji tej książki? Rozwiązaniem mogą być zapisy podwójne, które jednak wymagają podwójnego nakładu pracy ze strony autora i stają się nieczytelne.
Najbardziej konserwatywne podejście proponują Brytyjczycy: ich standardowy MHRA
Style Guide w najnowszej edycji z 2008 roku nie odnosi się w ogóle do ebooków (notabene podręcznik ten dostępny jest w formacie PDF i można z niego korzystać na naszych czytnikach). Na podstawie zawartych w nim informacji dokonano interpretacji
przepisów i ebooki zaleca się cytować jak zwykłe książki, lecz z podaniem nie wersji czytnika, a księgarni lub repozytorium internetowego, z którego dany plik pochodzi.
Warto więc zadać sobie pytanie: czy powinniśmy traktować nasz czytnik wyłącznie jako repozytorium darmowych materiałów naukowych (np. pochodzących z Project Gutenberg czy też z archiwów, do których mamy dostęp poprzez instytucje naukowe, jak JSTOR)? A może opłaca się też kupować książki naukowe w elektronicznym formacie? Za – przemawia możliwość noszenia całej swej biblioteki ze sobą, przeciw – dość wysokie ceny naukowych ebooków i problemy z zabezpieczeniami. Jak na razie więc czytnik będzie nas tylko wspomagał w pracy, jednak zmiany na tym polu przychodzą bardzo szybko. Ceny spadają, a zabezpieczenia ulegają rozluźnieniu.
Dodatkowo, jeśli zależy nam bardzo na uzyskaniu szybkiego dostępu do jakiejś naukowej publikacji z drugiego końca globu, możemy ją otrzymać w ekspresowym tempie zamiast czekać długie dni na przesyłkę.