Naukowa literatura historyczna w kryzysie?
Gordon S. Wood – emerytowany amerykański profesor, a zarazem zdobywca nagrody Pulitzera w dziedzinie historii w roku 1993 – staje w obronie akademickiej metody pisania o przeszłości. Jego zdaniem doradzanie naukowcom by pisali o historii w sposób bardziej przemawiający do wyobraźni czytelnika, celem powiększenia grona odbiorców ich publikacji, to oznaka niezrozumienia problemu.
Felieton dawnego wykładowcy prywatnego Brown University zatytułowany W obronie akademickiej literatury historycznej (In Defense of Academic History Writing) został opublikowany na stronie internetowej „Washington Post” w formie podcastu, a następnie przedrukowany w kwietniowym numerze „Perspectives on History” i udostępniony na stronach Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego (American Historical Association). Autor tekstu porusza problem dotyczący tak nauki amerykańskiej, jak i polskiej. Naukowa literatura historyczna zdaje się być w kryzysie. Oficyny uniwersyteckie wypuszczają przynajmniej 1200 monografii historycznych na rok, tyle tylko że bardzo niewiele osób je czyta. Zdarza się, że sprzedaż książki historycznej nie przekracza kilkuset egzemplarzy. Gdyby nie zakupy realizowane przez biblioteki, byłoby to kilkadziesiąt egzemplarzy. Można odnieść wrażenie, że większość ludzi nie interesuje się historią, a przynajmniej historią opisywaną przez naukowców – pisze Wood. Autor zwraca uwagę, że działającym z pominięciem rygorów warsztatu naukowego popularyzatorom historii zdarza się sprzedawać nawet kilkaset tysięcy egzemplarzy jednej książki. Czy zatem naukowcy powinni pisać o historii w podobny do nich, przystępny sposób? Według Wooda nie na tym polega problem.
Profesor jest zdania, iż zmniejszenie popularności akademickiej literatury historycznej to między innymi efekt odejścia od klasycznej narracji historycznej, w której wydarzenia są odtwarzane w ciągu chronologicznym, tak jakby autor przedstawiał pewną opowieść. Przesunięcie punktu ciężkości w stronę opracowań problemowych – w opinii Wooda – sprawiło, że wydaje się książki o tematyce znacznie węższej i bardziej wyspecjalizowanej. Spadek zainteresowania publikacjami historycznymi autor wiąże ogółem z próbą przekształcenia historii w naukę na wzór nauk ścisłych i społecznych. Opracowania monograficzne, nawet jeśli nie okazują się poczytne, pozwalają jego zdaniem znacząco zwiększyć zasób wiedzy na temat przeszłości. Wood dodaje, że postrzeganie historii jako dziedziny nauki sprawia, iż większość akademickich publikacji historycznych siłą rzeczy adresuje się do niewielkiego grona odbiorców. Podobnie jak prace naukowe z innych dyscyplin, monografie historyczne to przede wszystkim książki pisane z myślą o naukowcach uprawiających tę samą naukę. Do tego dochodzi jeszcze problem narastania zasobu wiedzy – kolejne monografie odwołują się do siebie wzajemnie, co sprawia, że naukowa literatura historyczna jest w pełni zrozumiała tylko dla fachowców.
Jakie jest możliwe wyjście z sytuacji? Wood nie zachęca historyków do porzucenia dotychczasowego sposobu pisania o historii. Proponuje jednak by to oni, a nie amatorzy, zajmowali się także syntezowaniem wiedzy i przedstawianiem jej w formie przystępnej dla zwykłego czytelnika. W ostatnim zdaniu felietonu czytamy: „Jeśli naukowcy chcą popularnonaukowej narracji historycznej, która zostanie oparta na fachowych monografiach, będą musieli stworzył ją sami”.
Ja myślę, że jest jeszcze poważniejszy powód. Historycy nadal piszą teksty. Tymczasem nasza współczesna kultura jest co razbardziej audiowizulana. Gdyby historycy zaczęli tworzyć np. filmy czy opracowania multimedialne sytuacja mogłaby ulec poprawie. Proszę zauważyć jak bardzo są popularne filmy historyczne typu Gladiator, Troja czy Aleksander, nie mówiąc już o grach komputerowych typu: Civilization czy Europa Universalis. Ponadto ilu historyków publikuje swoje książki w sieci? jak oni chca dotrzeć do masowego odbiorcy? I jeszcze jedno. Co stoi na przeszkodzie aby pisać historię problemową w sposób jasny i przystępny dla zwykłego czytelnika?Tak więc to wszystko powinno dać wiele do myślenia tzw. akademickim historykom. W przeciwnym razie ich poczynania zostaną zupełnie zmarginalizowane
Argument co do konieczności większej medialności w pisarstwie historycznym średnio mnie przekonuje. Chyba nie problem w atrakcyjności, a właśnie w dystrybucji. I internet jest tutaj kluczowy – dostęp do informacji o książce, do fragmentów, blog prowadzony przez autora albo wydawnictwo korzystający z treści książki itp.