Uwaga: ten wpis został opublikowany dość dawno (06.03.2010) i jego treść może nie być aktualna. Dodawanie komentarzy zostało zablokowane.

Granice katalogowania

Jorge Luis Borges w „Pamiętliwym Funesie” opisuje człowieka, który jest w stanie bezbłędnie zarejestrować w pamięci każdy fragment otaczającej go rzeczywistości. Stworzony w umyśle system numerowania poszczególnych wspomnień nie zdaje egzaminu, przepełniona niezliczoną masą szczegółów pamięć przypomina wielki śmietnik i staje się źródłem cierpienia. Funes potrzebuje systemu katalogowania, kompletnej listy, ogarniającego wszystko wykazu. Nie udaje mu się jednak wypracować nic takiego – nie potrafi odnaleźć nawet odpowiedniego języka, który pozwoliłby mu na tworzenie kategorii, uogólnień i schematów, porządkujących chaos zapamiętywania.

Tragedia Funesa jest też po części naszym udziałem w tym znaczeniu, że codziennie z mediów kierowane są do nas tysiące komunikatów, których nie jesteśmy w stanie przyjąć i zrozumieć, nie mówiąc już o jakiejkolwiek świadomej na nie reakcji. Internet mógłby być doskonałym symbolem takiego informacyjnego chaotycznego nadmiaru, w którym namiastki porządku zapewnia katalog (Google), gatunek (a raczej forma kulturowego interfejsu dostępu do treści, np. blog) i subiektywna sieć społeczna (krąg znajomych, z którymi wymieniamy się treściami w Sieci).

Szaleństwo katalogowania

Piszę to wszystko chcąc zwrócić uwagę na wydaną przed świętami przez wydawnictwo Rabid książkę-album Umberto Eco „Szaleństwo katalogowania”. Pod świetnym zestawem cytatów, reprodukcji obrazów i komentarzy Eco ukrył zachwyt nad kulturowymi schematami tworzenia list, wykazów i katalogów, akcentując ich konstrukcje językowe, wartości estetyczne i znaczenia ontologiczne. Te wymiary katalogowania widoczne są także w dziedzinie historii: Eco podejmuje tu temat muzeum, ale przecież dotyczyć one mogą (na poziomie narracji) również pisarstwa historycznego. Podkreśla to Hayden White, wskazując na estetyczny, literacki, gatunkowy wymiar pisarstwa historycznego.

Pisząc o muzeum, Eco zadaje pytanie o jego istotę: w jaki sposób winniśmy postrzegać tę specyficzną formę katalogu? Poza nielicznymi wypadkami jest to zawsze zbiór otwarty, który może być wzbogacony o jakiś nowy element. Często opiera się także o niespójność: przybysz z kosmosu, jeśliby nie znał naszego pojęcia dzieła sztuki, zapytałby, dlaczego w Luwrze zebrano razem drobiazgi codziennego życia, takie jak wazy, talerze lub solniczki, przedstawienia bóstw, takich jak Wenus z Milo, pejzaże, portrety zwykłych osób, grobowe resztki włącznie z mumiami, przedstawienia monstrualnych stworzeń, przedmioty kultu, obrazy istot ludzkich skazanych na śmierć, sprawozdania z bitew, akty o charakterze erotycznym, nawet znaleziska architektoniczne.

Granice muzeum

Rozwinięcie tej myśli Umberto Eco prowadzić może do zauważenia problemu wbudowanego w samą istotę muzeum, bez względu na to, czy ma ono bardziej artystyczny czy historyczny charakter. Muzeum samo w sobie jest zbiorem ograniczonym, niepełnym, niedoskonałym, nie jest w stanie w pełni odzwierciedlić opisywanej przez siebie rzeczywistości. Podobnie jak historiografia, gdzie już dawno zakwestionowano pozytywistyczny paradygmat obiektywnej i idealnej rekonstrukcji przeszłości (wie es eigentlich gewesen ist). Maria Popczyk podkreśla: pytanie o to, czy kolekcja wciąż może tworzyć całościowe ujęcie rzeczywistości, jest bardzo ważne, wskazuje na istotne problemy współczesnej kultury. Gabinety osobliwości miały dostarczać doświadczenia kosmosu i jedności z tym kosmosem. Czasy nowoczesne nie dostarczają już doświadczenia całości, ale jak będzie mówił Marquard kompensują jej utratę.

Co więcej, poszczególne artefakty pokazywane w ramach kolekcji mogą uniezależnić się od kontekstu, w którym są pokazywane. Każdy z nich domaga się uwagi odwiedzającego, wywołując u niego poczucie irytacji. Poświadczył to cytowany przez Eco Paul Valéry w swojej krytyce muzeum, pisząc: ucho nie zniosłoby dziesięciu orkiestr naraz. Umysł nie może nie śledzić, ani prowadzić kilku rozmaitych operacji i nie ma rozumowań równoczesnych. Podstawowym zmysłem recepcji ekspozycji jest jednak oko, które jednym spojrzeniem ogarnąć musi nieskończoną prawie różnorodność form, treści i stylów. To doświadczenie chaosu wywołuje frustrację, przeszkadza w recepcji udostępnianych w muzeum treści.

Wizualizacja historii

Jednym z obrazów, których reprodukcję zamieszczono w „Szaleństwie katalogowania” jest „Bitwa pod Lepanto” (Andrea Michieli, zwany Vicentino, 1595-1605). To wspaniałe dzieło ilustrujące jedną z najważniejszych nowożytnych bitew jest według Eco przykładem wykazu wizualnego – wizualnej formy opisania takiej rzeczywistości, której istotowej definicji nie sposób podać. Dzieło Vicentino przedstawia wspaniałą panoramę bitwy morskiej, jednak trudno oczekiwać, że będzie to wierna rekonstrukcja tego historycznego wydarzenia – nawet pomimo tak ogromnego nagromadzenia szczegółów.


Fragment obrazu Vicentino

W „Szaleństwie katalogowania” Eco podkreśla ontologiczny status rozmaitych wykazów, list i wizualizacji. Mogą być one formą ujarzmiania nieskończoności, próbą uporządkowania bezwładu skazaną bardzo często na niepowodzenie. Wizualna narracja tak samo jak narracja pisana nie jest w stanie oddać wszystkich szczegółów opisywanej rzeczywistości (podkreśla to White w znanym artykule Historiography and Historiophoty). Dlatego Vicentino proponuje nam poznanie historii nie przez pełne oddanie wszystkich szczegółów opisywanego wydarzenia (nie jest w stanie tego zrobić), ale przez wywołanie określonych emocji i wrażeń estetycznych (doświadczenie grozy bitwy morskiej, piękna okrętów, patosu zderzenia cywilizacji). Tymczasem wymiar estetyczny wizualnego przekazu o historii obecny będzie we współczesnych infografikach obok treści merytorycznych (prezentacja procesu czy relacji między faktami).


Graficzny wykład historii amerykańskiej flagi


Historia amerykańskiej motoryzacji w formie infografiki

Katalog i społeczeństwo masowe

Czytając „Szaleństwo katalogowania” zwróciłem również uwagę na to, co Umberto Eco miał do powiedzenia o współczesnej kulturze masowej. Kluczem może być tu enumeracja chaotyczna, czyli przyjemność przedstawiania razem tego, co absolutnie heterogeniczne. Budowanie wykazów i list nie musi już mieć wyłącznie wymiaru porządkującego ani stanowić wygodnego rozwiązania braku odpowiednich możliwości opisania tego, co jest. Tworzymy listy nie dlatego, że nie wiemy jak mamy uporządkować rzeczywistość, ale dlatego, że przyjemność sprawia nam samo wyliczanie. Lista – jak pisze Eco – staje się sposobem wymieszania świata.Wielką Matką wszystkich List jest oczywiście sieć WWW, pajęczyna i labirynt, nieskończenie skomplikowany system relacji pomiędzy poszczególnymi leksjami globalnego hipertekstu. Dla Eco to źródło niemal mistycznego doświadczenia wielkości i zasobności, które karze nam myśleć o sobie samych, że jesteśmy bogaci i wszechmocni, za tę cenę, iż nie wiemy, jakie jej elementy odnoszą się do świata rzeczywistego, a jakie nie, bez dalszych rozróżnień pomiędzy prawdą a błędem. Wciąż nie spełnia się marzenie Funesa, nie istnieje jeden język będący w stanie opisać cały zasób.

Wersja do czytania offline:
Pobierz PDF
Pobierz ePub
Pobierz mobi


• • •


Kilka razy w miesiącu wysyłany jest newsletter z informacją o nowych materiałach dostępnych na Historiaimedia.org. Nie ma w nim żadnych reklam. W każdej chwili można zrezygnować z subskrypcji. Proszę o podanie adresu email:

 

Bezpieczeństwo adresów w bazie subskrypcji zapewnia system NinjaMail.

Licencja Creative CommonsO ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.

Komentarze

Redakcja zastrzega sobie prawo edycji lub usunięcia komentarza, jeśli jego treść nie odnosi się do treści artykułu lub narusza zasady netykiety. Komentarze są moderowane.