Telewizja, kino i internet – źródła wiedzy o przeszłości

Rzeczpospolita podejmuje dziś temat społecznego zapotrzebowania na filmy, których fabuła mniej lub bardziej nawiązuje do polskiej historii. Pretekstem do zainicjowania dyskusji oraz prezentacji dość interesujących badań jest oczywiście kasowy sukces filmu Popiełuszko w reżyserii Rafała Wieczyńskiego. Obraz Wieczyńskiego konkuruje teraz z nową produkcją ITI (dofinansowaną zresztą przez Instytut Sztuki Filmowej) Kochaj i tańcz. Oba filmy uzyskały dotąd podobną oglądalność (708168 widzów w przypadku Popiełuszki, 799781 w przypadku produkcji Kochaj i tańcz) i dystansują trzeci w zestawieniu obraz Slumdog. Milioner z Ulicy (reż. Danny Boyle, oglądalność 339289 widzów).

ank3

ank2

ank1

Dyskusja o polskim filmie historycznym to materiał na całą bibliotekę książek, więc trudno w tym krótkim tekście głębiej poruszyć ten temat. Publikacja Rzeczpospolitej zwróciła moją uwagę z innego powodu: ilustracją artykułu przygotowanego przez Jarosław Stróżyka są wyniki badań, które gazeta zleciła firmie GfK Polonia. Szczególnie jedno z pytań poruszanych w tych badaniach warto tutaj pokazać:

Polacy czerpią wiedzę o najnowszej historii Polski głównie z audycji telewizyjnych (66 proc.). Na kolejnych miejscach są: książki (28 proc.), Internet (25 proc.), filmy i seriale (24 proc.) oraz rozmowy z rodziną i przyjaciółmi (18 proc.). Badanie przeprowadziła dla „Rz” GfK Polonia od 6 do 8 marca na próbie 1000 osób.

Dane opublikowane w Rzeczpospolitej mogłyby zostać lepiej opisane lub uzupełnione kilkoma istotnymi informacjami: nie bardzo wiadomo, jak definiowana jest tutaj najnowsza historia Polski, w opisie wyników rozróżniono audycje telewizyjnefilmy i seriale, brakuje natomiast informacji o tym, czy i w jakim stopniu szkoła jest źródłem wiedzy o najnowszej historii. Jeśli uda mi się dotrzeć do bardziej szczegółowych wyników, wpis zostanie uzupełniony.

Jednak już teraz pokusić się można o wyciągnięcie kilku ogólnych wniosków: dominującym źródłem wiedzy o przeszłości jest telewizja i kino, staje się nim także internet, którego pozycja w tym zestawieniu (25 proc.) porównywalna jest z pozycją tradycyjnej książki (28 proc.). Jęśli dodamy do tego jeszcze fakt, że statystycznie większa część Polaków ma kontakt z Siecią niż z książką, popularność tego ostatniego przekaźnika może być jeszcze mniejsza. W zeszłym roku tylko 38 proc. Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę drukowaną, gdy tymczasem (według raportu CBOS i portalu Gazeta.pl) z internetu korzysta w Polsce 53 proc. mężczyzn i 45 proc. kobiet. Oczywiście nie oznacza to, że internetu traktować nie można jako formy promocji czytelnictwa – mówi o tym ciekawie dyrektor Biblioteki Narodowej Tomasz Makowski: Bibliotekę Narodową fizycznie odwiedziło w zeszłym roku 155 tys. osób, a cyfrową aż 7 mln..

Czy potencjał telewizji i filmu jako źródła wiedzy o przeszłości tkwi w obrazie, który wypiera tradycyjną rolę tekstu jako nośnika narracji historycznej, a nawet – jak przekonuje David J. Staley – staje się alternatywną formą historiografii? Czy za popularnością tych źródeł idzie też uznanie ich wiarygodności? Badania zrealizowane w ramach projektu Współczesne społeczeństwo polskie wobec przeszłości (2003-2006) pokazują, że telewizja cieszy się najmniejszą wiarygodnością jako źródło wiedzy o przeszłości, ustępując miejsca w zestawieniu książkom, pasjonatom historii, zawodowym historykom i naocznym świadkom.

Warto byłoby poznać więcej szczegółów badań zleconych przez Rzeczpospolitą. Jeśli uda mi się zdobyć szersze opracowanie, opublikuję je w uzupełnieniu tego wpisu.