Stephen Mihm: Teraz każdy jest historykiem
Stephen Mihm, profesor historii z University of Georgia opublikował w maju tego roku na stronach The Boston Globe interesujący artykuł podejmujący temat wpływu internetu na badania i edukację historyczną. Rozwój internetu, powstawanie nowych narzędzi i coraz większa ilość dobrej jakości zasobów historycznych dostępnych online sprawiają, że Sieć stała się przestrzenią uprawiania historii. Co prawda wciąż w dużej mierze dotyczy to działań o charakterze amatorskim i popularyzatorskim, ale pojawiają się już projekty, które stanowić mogą ważne wsparcie dla profesjonalnych badań naukowych.
Stephen Mihm pisze: Do niedawna, jeśli byłeś historykiem i chciałeś, dajmy na to, przygotować nowe opracowanie bitwa morskiej o Leyte, risercz był sprawą mało skomplikowaną. Pakowałeś się i wybierałeś do Archiwum Narodowego, gdzie spędzałeś miesiące szukając czegoś nowego w oficjalnych raportach z bitwy. Dziś jednak możesz najpierw zrobić coś zupełnie innego: wejść do internetu i znaleźć nieoficjalną stronę poświęconą jednemu ze statków, które brały udział w walce – na przykład USS Pennsylvanii lub USS Waszyngton. Prowadzone przez byłych członków załogi i ich potomków serwisy to swobodnie zorganizowane repozytoria fotografii, relacji, raportów i krótkich tekstów biograficznych dotyczących nawet każdego z marynarzy walczących wówczas na statku. Niektóre z tych serwisów zawierają informacje kontaktowe do żyjących jeszcze świadków historii – to doskonały sposób na pozyskanie kolejnych materiałów. Jak stwierdza Mihm, tego typu inicjatywy to potencjalnie radykalna zmiana w sposobie prowadzenia badań historycznych, w metodologii, która od dziesięcioleci, a nawet od wieków niewiele się zmienia. Dzięki agregowaniu oddolnie „wytwarzanej” i zbieranej przez setki, czy nawet tysiące osób wiedzy, crowdsourcing, jak coraz częściej się nazywa ten trend, może zmienić sposób prowadzenia badań, kojarzony z samotną pracą historyka w zakurzonym archiwum.
Fotografia z projektu Flickr Commons
Dalej Stephen Mihm przypomina o kilku projektach crowdsourcingowych realizowanych w perspektywie historycznej. Wspomina między innymi o inicjatywach Biblioteki Kongresu w serwisie Flickr (pisaliśmy o tym w artykule Crowdsourcing w praktyce – The Commons – nowy projekt Flickra) czy projektach internetowych archiwów tworzonych przy okazji takich wydarzeń jak zamachy z 11 września czy huragan Katrina. Mihm cytuje też Daniela Cohena, dyrektora Center for History and New Media, który przyznaje, że tego typu inicjatywy dają historykowi szerszy zakres szczegółów i perspektyw, których brakuje w tradycyjnej narracji skoncentrowanej wokół jednej osoby.
Jednak zdaniem Mihma, to, że projekty crowdsourcingowe wpływają na warsztat historyka nie jest sprawą najważniejszą. Bardziej istotne według niego jest to, jak tego typu inicjatywy wpływają na sposób rozumienia historii. Tutaj autor przywołuje przykład Wikipedii. Edytowanie haseł historycznych przez wielu wikipedystów to nowy sposób często bardzo merytorycznej dyskusji o historii, który – co warto podkreślić – może być wykorzystywany również w szkolnej edukacji historycznej.
Mihm wspomina też o serwisie footnote.com. Uruchomiona rok temu strona jest prywatnym przedsięwzięciem, mającym zarabiać na udostępnianiu dokumentów zeskanowanych z zasobów amerykańskiego Archiwum Narodowego. Do końca roku w serwisie znaleźć się ma 50 milionów dokumentów. Jednym z elementów serwisu jest projekt Interactive Vietnam Wall, w którym użytkownicy udostępniają własne zasoby archiwalne dotyczące żołnierzy walczących w wojnie w Wietnamie. Internauci mogą również dodawać zebrane przez siebie relacje i wspomnienia dotyczące tych wydarzeń. Od Footnote.com autor przechodzi do projektów realizowanych przez CHNM: September 11 Digital Archive i Hurricane Digital Memory Bank. Nie wiadomo czy i w jaki sposób profesjonalni historycy korzystają z tych serwisów. Ponownie cytowany przez Mihma Daniel Cohen jest zdania, że wartość wspomnianych projektów zawiera się już w samej ilości udostępnianych przez nich materiałów: Ta jakość wynika z ilości.
Mihm w trzeciej części swojego artykułu słusznie zwraca uwagę na najważniejszy problem związany z tego typu projektami. Jak wiarygodne są materiały i informacje pozyskiwane od często anonimowych internautów i udostępniane w ten sposób? Daniel Cohen odpowiadając na ten problem przyznaje, że wiele fotografii z September 11 Digital Archive było cyfrowo edytowanych. Jednak pod dłuższej dyskusji zdecydowano się zachować je w kolekcji. Mihm przytacza też w kontekście dyskusji o jakości zasobów historycznych online ważny esej Can History be Open Source? Wikipedia and the Future of the Past, który w 2006 roku opublikował w The Journal of American History Roy Rosenzweig. Rosenzweig pokazywał w nim potencjał wiedzy tłumu (the wisdom of the crowd) na przykładzie Wikipedii.
Najciekawszym podsumowaniem zagadnień podejmowanych w artykule Mihma jest opinia Daniela Cohena o współpracy między tradycyjnymi, profesjonalnymi historykami a internautami zainteresowanymi opisywaniem przeszłości. Takie współdziałanie istnieć może choćby w przypadku obszernych zestawów źródeł. Po ich zdigitalizowaniu internauci mogą je opisywać za pomocą słów kluczowych (tagów), dzięki czemu historyk ma szybszy dostęp do najbardziej interesujących go elementów całego zestawu. O ile wielość punktów widzenia w historii jest rzeczą cenną, to – jak podkreśla Cohen – nic nie zastąpi samotnej pracy historyka, który posługując się własną wyobraźnią tworzy w oparciu o zebrane materiały swój własny obraz przeszłości.
Pełen tekst artykułu dostępny jest na stronie The Boston Globe.