Szostakowicz i Stalin – kulisy polityki i kultury stalinizmu w Rosji

link

Dzień Dobry. Mówi Towarzysz Stalin. Jak się Pan czuje Dmitriju Dmitriewiczu? – matowy głos z gruzińskim akcentem zwykle nie niósł za sobą należnej nobilitacji rozmówcy…

W większości przypadków rozmowa z tym gigantem językoznawsta oznaczała rychły koniec twórcy, pozostawiając poczucie niedomknięcia, obsesyjną chęć kontynuowania dialogu. W tęsknocie za Stalinem odchodzili Bułhakow i Pasternak, piętnem Wielkiego Wodza naznaczeni byli wszyscy twórcy Rosji Radzieckiej: Achmatowa, Eisenstein, Gorki, Majakowski, Mandelsztam, Prokofiew. Jego Cień towarzyszył im od pierwszej, do ostatniej linijki dzieła. Dlaczego więc Szostakowicz odpowiedział Stalinowi oschłe: – Mdli mnie, zamiast cieszyć się, że w końcu jest znów w jego łaskach? Sołomon Wołkow, któremu Szostakowicz dyktował swoje wspomnienia, odsłania niełatwą relację obu wybitnych osobowości, które nieustannie się ze sobą droczyły, bedąc zarazem w przedziwnym zespoleniu i zależności. Nakreśla także szerszy, barwny i naznaczony tragizmem obraz życia kulturalnego epoki Wielkiego Terroru i zawieruchy wojennej, czasem czyniąc zmagania Szostakowicza tłem historii swojej cennej publikacji.

553344.jpg
Podpis: Stalin czuwa z Kremla nad każdym z nas

Wołkowa bowiem czyta się jak dobrze napisany kryminał, z licznymi wątkami intryg i kalumni kolejnych pachołków władz. Historia ZSRR ma więc podwójne dno, bo w opowieści przenikają się dwa nurty myślowe: ten oficjalny, wyznaczany przez „Prawdę” i inne propagandowe czasopisma i nurt nieoficjalny, jeszcze nie samizdatowy, potok potajemnych korespondencji, które Wołkow przywołuje na marginesach perypetii twórców przez siebie portretowanych. Co ciekawe, często są to relacje ustne, uzyskane przez autora po latach od przytaczanych wydarzeń, kiedy żelazna obręcz stalinizmu nieco zelżała i do głosu wraz z podstarzałymi kacykami mogła dojść opozycja. Relacje te nakreślają jednak smutny obraz Rosji jako kraju, gdzie życie kulturalne wyznaczał palec Stalina i jego kolejne artykuły.

Przekopując się przez archiwa państwowe i rodzinne radzieckich artystów Wołkow wykonał kawał pożytecznej roboty, rehabilitując niejako i samego Szostakowicza, i ludzi zaangażowanych chcąc-nie chcąc w życie kulturalne pod kuratelą Stalina. Co ciekawe, w zasadzie unika kreślenia portretów psychologicznych, skupiając się bardziej na motywach polityki Stalina, często błahych i absurdalnych, i tak dzieli swą książkę: od 1936 roku i przełomowej publikacji Stalina „Łoskot zamiast muzyki”, przez czas wojenny, do 1948 roku i nowych prześladowaniach „niewolników formy” i czasów smuty po 1953 roku do śmierci Szostakowicza. W zasadzie jedynym rozdziałem , w którym Wołkow posługuje się dwoma sylwetkami bohaterów wyraziście i zagłebia się w ich psychologię, jest część pierwsza książki, kiedy porównuje Szostakowicza do jurodiwego i Kronikarza, znanych z Borysa Godunowa Puszkina i opery Musorgskiego, Stalina zaś zestawia z carem Mikołajem I oraz Iwanem Groźnym i ich metodami rządzenia, a także wpływania na masy. Tu Wołkow staje się historycznym publicystą, komentując późniejsze zagrania obu bohaterów.

A gra jest ciężka. Szostakowicz już w młodym wieku dostaje od Cara-Stalina etykietkę formalisty i jest określany jako „element obcy, jeśli nie jawnie szkodliwy”. Jego opera „Lady Makbet Mceńskiego Powiatu” przez długie lata stanie się nosicielką wszelkich niewłaściwych cech, jakich nie powinna posiadać muzyka symfoniczna. Ruch Stalina sprawia, że Szostakowicz nie wróci więcej do tematu opery, komponując wyłącznie symfonie i koncerty na skrzypce, choć zarzeka się, że jeśli odrąbią mu obie ręce, będzie komponował, trzymając pióro zębami. Pozornie jednak układa się ze Stalinem, pisząc muzykę do filmów przez niego aprobowanych, flirtuje też z radziecką propagandą podczas obrony Lenigradu. Piętno Wodza odciska na jego karierze ślad w postaci ukrytych podtekstów, cytatów z dawnych mistrzów, których nie cenił Stalin, pastisz ulubionych melodii Dżugaszwilego. Zawsze jednak Szostakowicz jest wierny sobie, nawet, gdy zostaje oddelegowany do USA a Kongres Pokoju, gdzie okrzykują go „komunistycznym pajacem”. Wołkow udowadnia, że sprawa nie jest tak prosta, jak chcieli zachodni komentatorzy i rosyjska opozycja końca lat 60-tych z Sacharowem i Sołżenicynem na czele. Kompozytor walczył o swoją sztukę, o wydobycie z zapomnienia za życia, kiedy jego utwory zostały zakazane, w zasadzie nie interesował się polityką, a jedynie zyciem społecznym. Rosyjski historyk kultury pokazuje, że wybory moralne, jakie towarzyszyły Szostakowiczowi, były bliskie jego własnemu światopoglądowi, nie były dyktowane konformizmem i uległością wobec reżimu. To, co natomiast zostało na Szostakowiczu wymuszone, okupował cierpieniem i chorobą, które, choć po śmierci Stalina zelżały, nie dawały o sobie zapomnieć. „Szostakowicz i Stalin” Wołkowa to zatem także requiem poświęcone kompozytorowi, rzucające nowe światło na jego relacje z Wodzem i służalczym otoczeniem politycznym. Ale to również requiem na kulturę rosyjską tego czasu, całkowicie zniewoloną, niezdolną do pokazania dzieł bez cierpień i śmiertelnych rozgrywek z władzą.

Sołomon Wołkow, Szostakowicz i Stalin, Warszawa 2007.

Za książkę dziękujemy wydawnictwu Twój Styl

O ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji CC BY-SA 3.0.

Powiązane wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *