Logo portalu Historia i Media

Historyczne zasoby internetu, digitalizacja, nowe trendy w humanistyce, rekonstrukcje »

 
Uwaga: ten wpis został opublikowany dość dawno (02.09, 2007) i jego treść może nie być aktualna. Komentarze zostały zablokowane.

„Jutro idziemy do kina” – fabuła kończy się tak jak kończy się życie

Zrealizowany według scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego film „Jutro idziemy do kina” okazał się (moim zdaniem) obrazem zdecydowanie lepiej odpowiadającym nastrojom 1 września 2007 roku niż tradycyjny telewizyjny hit wyświetlany z tego typu okazji – „Zakazane piosenki” Leonarda Buczkowskiego.

„Jutro idziemy do kina” to opowieść o maturzystach, którzy w maju 1938 r. wchodzą w dorosłość. Mają głowy pełne planów na życie, chcą zdobywać nowe doświadczenia i miłości, są przekonani o trwałości porządku, w którym zostali wychowani. Tymczasem 1 września 1939 roku całkowicie przekreśla ich dotychczasowe życie. Wszyscy z trójki głównych bohaterów nie dożywają końca wojny.

Największa wartość filmu Michała Kwiecińskiego polega właśnie na tym ukazaniu wojny jako katastrofy zmieniającej całkowicie dotychczasowe myślenie o życiu i często to życie już na początku zabijającej. Tak jak zazwyczaj promowane w telewizji „Zakazane piosenki” stanowią pewną zamkniętą fabułę, w której widz wie, że przynajmniej część głównych bohaterów ocaleje, tak fabuła „Jutro idziemy do kina” kończy się nagłą i totalną katastrofą, której oczekujący happy endu widz nie może przewidzieć.

Wątek romantyczny dominuje w tej fabule, obraz wojny to w niej margines, który jednak nadaje wszystkiemu kontekst. To symbol sytuacji młodych ludzi z przedwojennych roczników, którzy ginęli w chwili wybuchu wojny i zabierali ze sobą do grobu swoje miłości, plany i wyobrażenia o życiu. Widz zaczyna utożsamiać się z bohaterami filmu, zastanawia się, jak przeżyją wojnę, jak poradzą sobie w nowych okolicznościach – tymczasem wojna jak walec równa z ziemią te wszystkie wyobrażenia. Nie pozostaje nic, żaden moralny przekaz, żadne doświadczenie – Kwieciński wyraźnie pokazuje prawdziwą naturę wojny, nie opisując jej wcale. To też (moim zdaniem) decyduje o wartości jego filmu.

Tak jak w „Pianiście” Holocaust został sfabularyzowany (od początku filmu wiemy, że główny bohater przeżyje – w wojennej rzeczywistości Zagłady taka pewność nie istniała), tak w „Jutro idziemy do kina” fabuła odpowiada rzeczywistemu charakterowi wojny. Czy „Szeregowiec Ryan” nie byłby bardziej autentycznym filmem, gdyby główny bohater zginął jak tysiące jego towarzyszy na plaży w Normandii w pierwszych sekundach sceny?

Józefa Hennelowa, mieszkanka Wilna, 17 września 1939 roku pisała – 17 września przypadał w niedzielę. Poszliśmy na mszę do katedry, a już przez radio przyszła wiadomość, że Sowieci przekroczyli granicę. Po mszy śpiewano Boże, coś Polskę… i pamiętam, że wtedy pierwszy raz w życiu uderzyło mnie, że fraza „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie” jest już przecież nie na miejscu.(1) Tego typu doświadczenie końca pewnego porządku jest dla mnie osią pamięci 1 września. Film Michała Kwiecińskiego ten koniec pokazał bardzo dosadnie.

(1) Relacja Józefy Hennelowej, Agresja – 17 września 1939, oprac. Michał Bronowicki, Karta 51/2007, s. 54.

 

• • •

Kategorie: Telewizja, kino, multimedia

Skrócony link: Kopiuj adres odnośnika

Licencja Creative CommonsO ile nie zaznaczono inaczej tekstowa treść tego artykułu jest dostępna na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Unported.

Komentarze