Cesarstwo Rzymskie Ameryki Północnej – USA i schemat imperium
Na stronach kiosku Onetu znaleźć można artykuł Adama Goodhearta, który opisuje zjawisko budowania relacji między USA a rzymskim imperium. Analogie między tymi dwiema rzeczywistościami odnajdywane są coraz częściej, co można uznać za kolejne wcielenie nieśmiertelnego historycznego schematu, jakim jest właśnie „imperium”.
To jedna z nielicznych kwestii, co do których wszyscy – lewica i prawica, chrześcijańscy fundamentaliści i islamscy radykałowie, profesorowie elitarnych uczelni i odszczepieńcy udzielający się na internetowych forach – wydają się być zgodni.
Artykuł nawiązuje do wydanej niedawno książki „Are we Rome„. Jej autor – Cullen Murphy – uparcie stara się porównywać Busha do Dioklecjana, co ma pomóc mu w udowodnieniu tez o dosyć miernej kondycji państwowości współczesnego USA.
Autor wysuwa analogie pomiędzy zatrudnianiem przez cesarzy najemników a zlecaniem zadań związanych z bezpieczeństwem firmom takim jak Halliburton czy Wackenhut. Porównuje też skorumpowanych rzymskich biurokratów do ich moralnych potomków – lobbystów z K Street. (…)
Inni publicyści nie pozostają w tyle:
Konserwatyści z oburzeniem mówią o nielegalnych imigrantach z Meksyku jako o współczesnych Wandalach i Ostrogotach. Fundamentalistyczny pastor Pat Robertson, odnosząc się do pornografii, aborcji i małżeństw homoseksualnych, ostrzega przed moralną zgnilizną, która – jak za czasów Nerona – przeżera społeczeństwo od środka. Prawdopodobnie każdy, kto oglądał w HBO serial „Rzym”, ma swoją własną teorię, odpowiednikami których starożytnych wodzów są poszczególni amerykańscy politycy.
Tymczasem w dosyć ciekawym artykule poświęconym wspomnianemu serialowi znalazły się kolejne odwołania do symboliki Imperium Romanum, która przed utożsamianiem jej z globalną pozycją USA, przedstawiana była (w latach 50’) jako nawiązanie do nazistowskiej III Rzeszy. Pamięć o wojnie była przecież wtedy wciąż żywa.
However, as classic scholar Martin Winkler has asked, isn’t the depiction of Imperial Rome in most Hollywood filmic accounts a negative one–a pageant of might and vice, with lust, perverse behavior, crucifixions, and gladiators? Wasn’t Rome perhaps taken as an anti-model of politics, a forerunner of fascist Germany?
Autorzy tekstu „The Postmodern Rendering of the Myth of the Roman Empire” przypominają też (między innymi) o przeboju Ridley’a Scotta “Gladiator” (2000), w którym Rzym stał się przestrzenią fabuły, która tęskni za starymi dobrymi ideałami i właściwymi ludźmi na najwyższych stanowiskach. Odwołań było więcej: choćby „Spartakus” Stanleya Kubricka, który zawierał czytelne odniesienia do hollywoodzkiej czarnej listy epoki maccartyzmu.
Jednak nie tylko przez filmy Ameryka nawiązuje do legendy (mitu) Imperium Romanum. Adam Goodheart pisze dalej w swoim artykule z The New York Times:
Ulubionym dziełem literackim Jerzego Waszyngtona była sztuka o Katonie, napisana przez XVIII-wiecznego pisarza angielskiego Josepha Addisona. Prezydent był do tego stopnia zafascynowany owym dramatem, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił pod koniec skrajnie wyczerpującej zimy 1778 roku w Valley Forge, było wystawienie „Katona” z udziałem żołnierzy w charakterze aktorów. W XIX wieku w rotundzie Kapitolu stanął olbrzymi marmurowy posąg Waszyngtona w stroju rzymskiego boga – był cały nagi, z wyjątkiem kawałka materiału okrywającego miejsca strategiczne. Z kolei Tadeusz Kościuszko sportretował swego współtowarzysza walki, Thomasa Jeffersona w rzymskim wieńcu laurowym.
Dla Ojców Założycieli starożytny Rzym był wzorem państwowości, który chcieli przenieść na zasiedlane przez siebie ziemie. Goodheart przypomina, że już w 1787 roku Benjamin Franklin nazywał powstające państwo „republiką” i „imperium”, nie dostrzegając w tym sprzeczności, jaka obecnie zajmować ma debaty ideologów współczesnej Ameryki.
Potwierdzają to mocno opinie medialne analizujące znaczenie wydarzeń 11 września 2001 roku. Nawet w polskiej prasie pojawiały się komentarze, porównujące USA z Imperium Romanum i próbujące udowodnić, że upadek Ameryki ma być podobny upadkowi Rzymu, zalewanego przez barbarzyńców, utożsamianych w tym przypadku z islamistami.
”Czy kiedy opadnie kurz w Nowym Jorku, pochowamy zabitych, rozpoczniemy wojnę z terroryzmem, sojusznicy będą kształtować Pax Americana?„ – pytał Marek Ostrowski w Polityce 29 września 2001 roku. „Szary popiół na ruinach Manhattanu każe myśleć o ruinach sprzed wieków, o zgliszczach Pompejów. Był czas, gdy rzymscy patrycjusze, senatorowie, dowódcy legionów w dalekich prowincjach imperium rozpostarci na swoich sofach snuli swe plany o wiecznej potędze. Aż u bram Rzymu stanęli barbarzyńcy. Rozproszeni, gotowi, żądni krwi i łupów. Co było dalej, wiemy.(Polityka, 21 września 2001)
.
Ta obecność pamięci Rzymu we współczesnej debacie nie powinna dziwić, skoro temat ten przez setki lat rozpalał umysły wielkich postaci historii i inspirował rozwiązania stosowane choćby w polityce czy wojskowości. Rzymskie prawo stało się przecież podstawą rozwijającej się Europy. Nadal więc Rzym mocno działa na wyobraźnię i jest źródłem ogromnej ilości wydarzeń i postaw, z jakich można budować zgrabne analogie użyteczne w bieżących debatach.